czwartek, 29 października 2015

marvel

Był ktoś, kto chyba lubił kreskówki. (Ja ich nie doceniałam). Był ktoś, dzięki komu zapoznałam się z dobrą, również filmową muzyką. Był ktoś, o kim w międzyczasie zdążyłam zapomnieć, a kto wraca teraz. Po bólu głowy, po odwiedzinach pani z Unicefu, po wizycie "męża Marii", po komplecie i po obejrzeniu "Song Of The Sea". (Bardzo polecam - malownicza, ciekawa animacja, mówiąca o ważnych rzeczach, dostarczająca wzruszenia i jeszcze okraszona przyjemną muzyką). 

Był ktoś, kto wierzę, że wciąż jest, tylko w tej rzeczywistości, której nie dostrzegam i nie pojmuję, ale która nadejdzie. Ktoś, kto o sobie przypomina, przez co przypomina także o tym, że nie wszystkie tajemnice są bajką, a życie zmierza do celu, który zaledwie przeczuwam, ale którego tutaj nie zgłębię nigdy. 

I może jednak bajki skuteczniej, niż cokolwiek innego, budzą w człowieku dziecko, które zdolne jest pragnąć tego, co niepojęte? Dziecko, które choć dorasta, to zostaje. Dziecko, o którym się nasłuchałeś. Istotę zdolną do wiary, do ufności, do prostoty i do szczerego i pełnego otwartości podążania za tęsknotą. 

środa, 28 października 2015

błogosławieni

Ł. wraca ze szkoły. 
- Liść na mnie spadł! Będzie błogosławiony. 

Odnoszę wrażenie, że "błogosławiony" to obecnie nowe słowo, stanowiące małą fascynację i że Ł. niekoniecznie rozumie jego znaczenie. Niemniej powoduje to we mnie pojawienie się kilku myśli - trochę nowych i świeżych, a trochę takich, które już kiedyś zaistniały i w międzyczasie gdzieś przepadły. 

Podczas angażowania się w wolontariat na rzecz tego, czy innego projektu, można - zdarza się, że do obrzydzenia - wysłuchiwać różnorakich tekstów przypominających o tym, że jako wolontariusz jesteś wizytówką dzieła, do współtworzenia którego właśnie przystąpiłeś. Nieważne, czy kiedykolwiek pracowałeś w danej organizacji, ani też czy jesteś z nią w jakikolwiek sposób związany. Robiąc coś stajesz się częścią tego czegoś. Choćby najmniejszą. Inni - patrząc na ciebie - kojarzą cię z danym projektem, stowarzyszeniem, fundacją, zespołem będącym twórcą konkretnego przedsięwzięcia, w które - być może jednorazowo - zdecydowałeś się zaangażować. Zazwyczaj, jeżeli planujemy wziąć udział w wolontariacie, wybieramy te możliwości, w których nasza praca będzie dla nas nie tylko nowym doświadczeniem, ale też pewną przyjemnością, a więc projekty, przy których będziemy robić coś ciekawego, w dobrym towarzystwie, a jeśli nawet ma być to najnudniejsza praca świata, to przynajmniej musimy być związani z ideą projektu, aby zgodzić się na darmowe oddawanie czasu i umiejętności dla jego realizacji. Bo kiedy nie otrzymujemy za nasze starania pieniędzy, potrzebujemy innej motywacji, aby w ogóle chcieć kiwnąć palcem. Nie dziwi też nas, że ciągle słyszymy "jesteś wizytówką", "jesteś przedstawicielem", "twoja praca jest najważniejsza" - owszem, jest to sposób na zmotywowanie cię do działania, ale jest to też przypomnienie, że to ty odpowiadasz za wizerunek stowarzyszenia, fundacji, dzieła itd. Bo ludzie z zewnątrz często nie widzą dyrektora, prezesa, zarządu i osób odpowiedzialnych za całość, za zadbanie o absolutnie wszystko, za to bardzo często mają kontakt z tobą - nawet, jeżeli wykonujesz najdrobniejszą i najmniej ciekawą pracę.

Jak to się ma do liścia? Liść "będzie błogosławiony". Oczywiście tę konkretną sytuację możemy potraktować z przymrużeniem oka. Jakiś liść, jakieś dziecko. Pracując dla stowarzyszenia XYZ staję się wizytówką XYZ, a zatem oczekuje się ode mnie godnego zachowania, rzetelnej pracy, wiedzy na temat działalności XYZ oraz projektu, do którego przystąpiłem. W przeciwnym razie nie będę wiarygodny i zamiast pomóc, mogę zaszkodzić. Jeżeli nic nie wiem o dziele, w które się zaangażowałem, jeżeli działam na szkodę jego twórców, to moja obecność w tym miejscu stanowi nieporozumienie. Stowarzyszenia, fundacje i tak dalej. Działalność czasowa. Jednorazowa, kilkukrotna - różnie bywa. Na co dzień jednak (i to o wiele bardziej trwała perspektywa) jestem chrześcijaninem. I może nikt mi o tym nie trąbi pięć razy dziennie, do każdego ucha osobno, ale owszem - jestem wizytówką i przedstawicielem Boga. Chrystusa. Pracuję dla Niego. Nie dostaję za to pieniędzy, dostaję życie wieczne i wiele wiele dodatków, cenniejszych od jakichkolwiek gadżetów i kart rabatowych. I teraz pytanie: czy naprawdę jestem wizytówką Boga? Czy inni patrząc na mnie, widzą jakiekolwiek powiązanie pomiędzy Nim, a mną, czy nigdy się tego nie domyślą, bo nic na to nie wskazuje... Czy ja w ogóle wiem, jakiego "projektu" jestem członkiem i co z tego wynika? Czy świadczę o Bogu, czy jest to świadectwo autentyczne, gdyż czuję się związany z Twórcą, czy na razie jestem dopiero na etapie radości z otrzymania "bonusów" i "kart rabatowych" i nic poza tym, gdyż nie mam wiedzy na temat tego, do Kogo przynależę? I co robi taki przedstawiciel Boga? I czy nie błogosławi? Błogosławi tym, wobec których tak trudno wysilić się na najmniejszą życzliwość, nie ich marnym poczynaniom, ale im samym, w nadziei, że i oni odnajdą miłość Boga. Błogosławi tym, których spotyka na co dzień - w pracy i na ulicy - trudnym, męczącym, nie czekając, aż dostanie do pobłogosławienia kogoś bardziej godnego i zasługującego na miłość i błogosławieństwo. Bo czy nie tak właśnie działa Bóg? Błogosławi wszystko, co wychodzi z Jego rąk. To Zły natomiast odpowiada za przekleństwa. Albo sobie pobłogosławię, albo się przeklnę. Albo pobłogosławię tego, kto jest obok - niezależnie od tego, czy go lubię, czy nie znoszę - albo tego nie zrobię. Błogosławieństwo jest częścią stwarzania. Chrześcijanin stwarza Królestwo Boga od teraz. Od już. Tutaj, gdzie aktualnie jest. A jeśli nie potrafię komuś pobłogosławić? Wtedy przebacz mi, Boże, i Ty sam przyjdź do tego człowieka i wylej na niego swoje miłosierdzie i błogosławieństwo. To pierwsze po to, aby uzdolniło do przyjęcia tego drugiego. 

- Liść na mnie spadł! Będzie błogosławiony. 

wtorek, 20 października 2015

byłbym niczym

Łobuz ma siedem i niecałe pół lat. Siedzi przed komputerem, gra w to, co zawsze i jakby od niechcenia coś tam sobie mówi, czy nawet wyśpiewuje pod nosem. "Coś tam" w stylu:
- Lubię cięęę, a ty mnie - tak czy nie?
Odpowiadasz:
- To chyba oczywiste!
- Nie oczywiste. Nigdy mi tego nie mówiłaś... - z humorem, ale jednak odpowiada Łobuz. 

Może nie nigdy, ale może za mało. I choć to oczywiste, bo "przecież widać", to jednak wszyscy potrzebujemy to słyszeć. Oczywiście samo słyszenie nie wystarczy. Bez uczynków jest martwe, jak niepodparta działaniem wiara. Ale nawet, gdy są uczynki, gdy widać, to jest w nas coś z dziecka. Chcesz usłyszeć: kocham cię. Chcesz to usłyszeć od drugiego człowieka i od Boga samego. Nawet, jeżeli wiesz, że On za ciebie umarł. Nawet, jeżeli to zdanie ciebie zawstydza. Chcesz zostać zawstydzony miłością, choć możesz się zapierać do końca życia, że to nieprawda.  

A Łobuz jest Łobuzem i tego nie da się ukryć. I tylko trudno Łobuza nie kochać. 
Ale żeby kochać wszystkich łobuzów, daleko więcej, niż tylko aktualnych siedem miliardów z kawałkiem, do tego trzeba być jednak Bogiem. 


poniedziałek, 12 października 2015

o śniegu i warzywach

Śnieg. Idiotyczny opad z nieba, powodujący,  że tak szybko siadasz na łóżku, jak wstałeś. Zdziwiony. Październik. Roraty. Złota polska jesień i zima, której po trzech latach się przypomniało, że może jednak... Musztarda po obiedzie. A obiad był pyszny i z całego serca błogosławię M. ze ten krem pietruszkowo-selerowo-gruszkowy. Było mi jak w niebie. Dżem ze śliwek, też M. ale nie tej samej, również cudo - mogłabym jeść do śmierci. Boże, jak mi dobrze, jak mi dobrze czuć się zatroszczonym. I jak mi smutno. Ale to nic. Wracam, a w piekarni on i ona, ale bardziej kumple, niż para. 
Ona (zastanawia się): - ...no i może jeszcze coś słodkiego, ale nie wiem, co.
On (uszczypliwie): - Wyglądasz jak pączek, więc kup sobie pączka.
Ja (w myślach): Wcale nie wygląda, jak pączek. 
Ona (do której po chwili dotarło, nieco oburzona): - Co ty powiedziałeś? Że wyglądam jak pączek?!
On (rozbawiony): -... więc kup sobie pączka.
Ona (chyba nierozbawiona tak bardzo, jak on): - A ty kup sobie buraka!
Ja (w myślach, a równocześnie z nieskrywanym chichotem na ustach): - :D :D :D! 

A to z zeszłego sezonu: