wtorek, 28 lutego 2017

mały post o Wielkim Poście

"Jezus zapragnął samotności. (...) Chciał, jak każdy człowiek rozpoczynający dzieło swojego życia, przemyśleć je do końca, a uważał, że powstrzymanie się przez dłuższy okres czasu od jadła i napoju jest nie tylko ofiarą złożoną Panu - post pojmował jako karmienie sobą Boga i równocześnie jako wyzwanie rzucone Złu - ale wzmaga również czujność ducha, wzmacnia wolę i myśl, więc tworzy dogodne warunki do stoczenia walki z nacierającym wrogiem". / Roman Brandstaetter, "Jezus z Nazarethu", fragment rozdziału "Kuszenie na pustyni".


poniedziałek, 27 lutego 2017

Po co?

Powietrze zyskało na przejrzystości i miasto przypomina rześkiego człowieka, który wstał z łóżka, przeciągnął się i umył twarz. I milej się żyje, o wiele milej, niż w atmosferze dusznej meliny, zadymionej od dywanu, przez zasłony, aż po sufit. Wiosna jeszcze przyczaja się za rogiem, jak małe dziecko, które zaraz zza niego wyskoczy z rozmachem i radością, ale wiemy, że już tam jest. I  pomimo tej wiedzy, jak na porządnych dorosłych przystało, będziemy udawać zaskoczenie, a potem rozłożymy ramiona, by w nie wpadła. Upragniona i rozpędzona, jak zawsze. Coraz przyjemniej pokonuje się odległości piechotą i wyławia przy tej okazji ptasie szczebioty, odważniejsze z dnia na dzień. Zieleń jest jeszcze szara i brudna, ale ziemia rozgrzewa się powoli, by wydać na świat kolejną partię kwiatów, łodyg, źdźbeł i ździebełek. I tak człowiek mija turystów, i księdza, znajomych i pustą wnękę po wróżce, której już nie ma, żebraków, kalekich, rodziców i dzieci. Pomiędzy telefonami i rozmowami o niczym i tym, co ważniejsze, huśtają się zawieszone jak nitki pajęczyny, kruche pytania o sens. O to odwieczne po co ? Że żyję - już, teraz i jeszcze. I jak to tak? Dlaczego? Gdzie cel, gdzie przyczyna? I jak uczynić z życia fontannę, a nie pisuar... Powietrze brzmi inaczej, wietrzniej i pełniej i sprawia wrażenie orzeźwiającego bezmiaru, w którym wszystkie twoje pytania brzęczą, jak drewienka i dzwonki  powywieszane na gankach domów. I słyszy się własne kroki - niezbite dowody, że jeszcze tu jestem, czyli Boskiego miłosierdzia prawdopodobnie. 
Za rogiem, oprócz wiosny, coś jeszcze - czterdzieści dni, które zawsze szybko mijają, a my, jak na dorosłych przystało, nie mamy na nie czasu i zamierzamy kiedyś jeszcze zdążyć. I udajemy zaskoczenie, że znowu Święta. A może trzeba wyskoczyć zza rogu, jak małe dziecko - z rozmachem i radością i wpaść w ramiona Tego, który WIE, że tam jesteśmy...




sobota, 25 lutego 2017

I znowu Brandstaetter

Znajomość z Brandstaetterem zaczęła się chyba od zasłyszanych historyjek na temat jego twórczości. Z odwołań do Jezusa i do Jonasza. Krużgankowe Ciacho za ciacho przyniosło konfrontację nie tyle z "Jezusem", co z niewielką książeczką "Pieśń o moim Chrystusie" i to był punkt zwrotny. Kiedy odkryjesz w czyichś tekstach i cudzych modlitwach część siebie samego, zawsze jest to zaskakujące, a niejednokrotnie porusza we wnętrzu jakiś jego fragment w taki sposób, że wydaje ci się, iż dostrzegasz więcej i widzisz bardziej. Niezwykłym jest odkryć, że ktoś żyjący przed tobą, kogo nigdy nie spotkałeś, kto miał zupełnie odmienne doświadczenia od twoich, kogo historia i pochodzenie także różniły się od twojego tła historycznego, nazywa to, co sam czujesz po tylu dzielących wasz czas latach - to trochę to samo, kiedy po plecach przebiegają dreszcze w chwili, gdy znajdujesz prawdziwego przyjaciela, albo spotykasz tego, którego chcesz kochać do śmierci. Istnieje ryzyko, że do tekstu i towarzyszącego mu, odwiecznego "co autor miał na myśli" przyłożysz prywatny klucz, odczytasz przesłanie za pomocą własnej lornetki i tylko wydaje ci się, że on myślał i czuł to samo, co ty teraz. I nawet jeśli, to taki rodzaj ryzyka w pewnych sytuacjach nazwałabym błogosławieństwem. Literatura bowiem ma to do siebie, że chociaż myśl autora była określona i nie należy wciskać mu w umysł własnych rozważań i intencji, to jednak - jak rzeczywistość wokół - odbieram ją przez pryzmat mojego ja, wydarzeń z własnego życia oraz myśli wyprodukowanych po drodze. I nic w tym złego, bo mój punkt widzenia i moja recepcja mają prawo żyć swoim życiem, o ile tylko nikomu (nawet sobie) nie próbuję wmówić, że moja racja jest najmojsza. Co więcej - mogę się nawet mylić w odbiorze utworu, ale sam fakt zastanawiania się nad nim oraz to, że w jakiś sposób dotyka on mojego życia, nie jest bez znaczenia. A jeśli dobrze rozumiem myśl pisarza, to czy podążając za nią, muszę się z nią zgadzać, by warto było czytać dalej? Wprost przeciwnie. Pokochawszy Brandstaettera za jego wrażliwość i intuicję, za to, że był Żydem, za obrazy zawarte w poezji, za przemycone treści Pisma Świętego, za zapach piasku i rozpalone powietrze Jezusowego Nazarethu przyznaję, że nie wszystko do mnie trafia. Nie z każdą refleksją się zgadzam, niektóre odczucia własne mogłabym posadzić po przeciwnej stronie Brandstaetterowej huśtawki, by patrzeć, jak utworzona w ten sposób para zastyga w równowadze. Nie zmienia to jednak faktu, że wiele mu zawdzięczam i że jest jednym z tych ludzi, za których jestem Bogu zwyczajnie wdzięczna. Nie zmienia to także faktu, że od czasu do czasu przynoszę z Ciacha..., albo z antykwariatu kolejne dzieła, które tłumaczył, lub pisał. I zawsze towarzyszy temu ciekawość: co tym razem wyniosę z kolejnej lektury? 

Jeżeli kogoś pokochasz, to z czasem okazuje się, że nie musicie się zgadzać w każdym detalu oraz że on wcale nie musi być doskonały w swoich przemyśleniach, jako i ty nie jesteś. Dobrze, gdy jest szczery. Znaczy to bowiem tyle, że podzielił się z tobą tym, co miał najcenniejszego - swoim życiem.




wtorek, 14 lutego 2017

Adamie, gdzie jesteś?

I nawet w szarym, brudnym wieczorze można być przyłapanym przez chwilę zdumienia. I nawet w środku miasta może wybrzmieć spokojny krok ośmiu błogosławionych podków. Jest taka cisza w człowieku, w której milkną gniew i obrzydzenie. I takie ułamki sekund, kiedy wydaje mu się, że przez dziurkę od klucza zagląda do Raju. A może w oczy Boga... A może we własne serce... A może i tu i tu i tu jednocześnie? Lecz... Znaczyłoby to tyle mniej-więcej, że człowiek nosi w sobie pamięć o czymś, czego nigdy nie zaznał. Tęsknotę za miejscem, w którym nie był. I TO spojrzenie... Gniewne? Zniecierpliwione? Drwiące? Zasmucone? A może pełne dobroci, która zesłała ciszę, zdumienie i konie... 


Szukajcie, dopóki się pozwala znaleźć.