czwartek, 22 listopada 2012

pomiędzyświat i co dalej

Mistrzostwo stawiania rozkroków. Mistrzostwo bycia pomiędzy. Czyli nigdzie. Czyli wszędzie. Czyli trochę tu, trochę tam. Przeszłość-teraźniejszość-przyszłość. Teraz jest mi dobrze tu, gdzie jestem. Co do reszty zaś, nie wiem nic i próbuję się nie domyślać, by nie stracić tej chwili. By nie przepadła. Próbuję nie zaglądać przez dziurkę od klucza, nie szukać w szafie gwiazdkowych prezentów, nie rozpędzać się tak, by później nie dało się już wyhamować. Zabawa w chowanego, z szukaniem w zwolnionym tempie. Ale wciąż z ciekawością dziecka.

Życie jest bezdennym ogromem, który albo przeraża, albo zachwyca, a może jedno i drugie za jednym zamachem. Przywykliśmy do schematów, do autobusu o siódmej dziesięć, hejnału w południe, wody w kranie, wschodów i zachodów słońca. I nagle – pstryk – uświadamiasz sobie, że to wszystko to tylko oczywistość pozorna. Rytm, dzięki któremu czujesz się bezpieczniej, dzięki któremu odnosisz wrażenie, że wszystko jest w normie. Lubimy niespodzianki, ale nigdy w nadmiarze, nigdy za często i nigdy ponad nasze możliwości. A gdyby ktoś nagle powiedział ci, że jutro nie będzie wschodu słońca, nie będzie wody w kranie, nie będzie autobusu o siódmej dziesięć?...

Niezależność człowieka jest tak bardzo zależna, że kiedy to sobie uświadomisz, speszony robisz krok do tyłu, z tą samą tremą, którą odczuwałeś na pierwszym publicznym wystąpieniu, mniej więcej w czasach przedszkolnych.

Potrzebujemy więc małych przestrzeni, ścian, oddzielnych pokoi, domów, ulic i miast, żeby się nie rozbić o przestrzeń. Potrzebujemy minut, godzin, dni, miesięcy i lat, bo nasze przyrządy pomiarowe szaleją na sam dźwięk słowa „wieczność”. Potrzebujemy tych swoich przegródek, zupełnie jak sztućce w szufladzie.

A może... Może przychodzi taki dzień, w którym trzeba z szuflady wypełznąć? Popatrzeć dalej, niż tylko na horyzont, trochę wbrew własnej krótkowzroczności. I zapytać Kogoś, co tak naprawdę widzisz...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz