piątek, 25 kwietnia 2014

piąta jedenaście

A dziś, na chwilę przed, z plecakiem całkiem pustym, na wpół nieprzespaną nocą i wszystkim na ostatnią chwilę - jak zawsze - myślę sobie: daj mi, Panie, taką chwilę wieczną, żebym mogła usiąść i pomyśleć o Tobie i o Twojej miłości, tak bez fiszków w głowie, że jeszcze trzeba bułki kupić i pranie zrobić. Jeśli czegoś pragnę, to tego, a nawet nie tyle myślenia o, co trwania w. 

I jeszcze - usłysz tych, którzy wyją, którym ciężko, którzy usuwają blogi i wprost przeciwnie. Tych dookoła. Tych, których tak niemało. Ja wiem, że Ty wszystko możesz. Więc usłysz też tych, którzy nie wołają - to dopiero jest jęk, kiedy się nawet nie woła.

I pomóż i pozwól mi kochać w najlepsze.

środa, 9 kwietnia 2014

Niepojęte!

Pewna sześciolatka (Z.) wychwyciła z rozmowy wzmiankę o Wielkim Piątku i męce Pana Jezusa. 
Z.: Ale jak to męka Pana Jezusa? 
Padła więc jakaś ogólna odpowiedź. Po chwili, kiedy już Z. przypomniała sobie, o co chodzi i że  "Bóg nas kocha", pomyślała chyba, że Pan Jezus umiera za ludzi każdego roku, bo stwierdziła, że "teraz powinien umrzeć ktoś nie z ich rodziny". Należało więc wyjaśnić, że Jezus nie umiera co roku, ale że umarł za nas jeden raz. Z. wysłuchała odpowiedzi i skwitowała krótko czymś w rodzaju: "No, na szczęście".


Uśmiechnęłam się pod nosem słuchając rozważań Z., która po raz kolejny chwyciła mnie za serce swoimi przemyśleniami i poczuciem sprawiedliwości. Uśmiechnęłam się nie raz, bo wspomnienie tego dialogu wróciło jeszcze wieczorem. W dalszej kolejności pomyślałam natomiast, że faktycznie - to, czego podjął się Chrystus, sprawiedliwym nie jest, a przynajmniej nie w ramach ludzkiego wyobrażenia na temat sprawiedliwości. Gdyby Bóg chciał być wobec człowieka drobiazgowy, gdyby pragnął go bezwzględnie rozliczyć, to by to zrobił. Tymczasem stała się rzecz bardzo dziwna - precedens przez wielkie "P". Bóg, nazwijmy to umownie - "stwierdza", że nie da się inaczej, niż oddać całego Siebie, w dodatku oddać w sposób bardzo ekstremalny, w ręce tego, którego Sam stworzył i który sam się od Niego odwrócił. To trochę taki szalony gest pt.: "masz, tak cię kocham, że możesz zrobić ze Mną, co zechcesz"... Jakby się nad tym choć przez chwilę zastanowić, można nabawić się dreszczy. Ktoś, Kto ma wszystko, niczego poza Sobą nie potrzebuje do szczęścia, najpierw mnie stwarza, daje życie, wolność i możliwość tworzenia, a potem, albo raczej od razu, w momencie stworzenia, daje też Siebie, żeby mnie było dobrze i żebym mógł dzielić Jego szczęście. Ja, który niczego nie mogę w Nim ubogacić, niczego nie mogę Mu dodać, nie mogę uczynić Go ani bardziej szczęśliwym, ani lepszym, ani w jakikolwiek sposób podnieść jakości Jego Istnienia, zostaję "wciągnięty" w tę Pełnię, która za sprawą mojej kulawej obecności wcale nie stanie się bardziej pełna... Niepojęta Trójco!

Już prawie za tydzień Wielki Piątek. Do śmierci Chrystusa, tak, jak i do Jego Zmartwychwstania i w ogóle do Niego Samego można podejść albo całkiem poważnie i całkiem na serio, albo w sposób teatralny, albo wcale. I chyba najgorszy jest ten pomiędzy na serio i wcale. Święta nie są dobrym przedstawieniem, tak samo, jak nie jest nim żadna Eucharystia. Wierzysz, albo nie wierzysz. Możesz jeszcze wątpić, lub też się zastanawiać, poszukiwać, ale nie wolno ci pozostać bezmyślnym. Bezmyślność zabija w człowieku coś bardzo ważnego i równocześnie bardzo subtelnego, jakąś szczególną wrażliwość ukierunkowaną na Tego, Który Jest. Jest bliżej mnie, niż ja sam - jak to ujął św. Augustyn.

Czym się Panu odpłacę, za wszystko, co mi wyświadczył?

sobota, 5 kwietnia 2014

zawstydzenie

Może wydawało ci się, że dobrze równa się gładko. I może już nie masz siły na mniemania i nie tylko na nie. Może nie jest źle, ale na pewno nie jest też dobrze. Ale żyć to pozwolić się stwarzać na nowo i nie mówić "już koniec", ani też "to się nigdy nie skończy". Nie ty zacząłeś i nie ty zdecydujesz o tym, kiedy dosyć.

Dziękuję Tobie za wszystkie momenty, w których znów ze zdumieniem odkrywam, jak bardzo mnie zachwycasz, w których nie giniesz mi w cieniu mojej własnej potężnej znikomości. Jak to jest, że moja niemoc potrafi zasłonić Twoją wszechmoc?...


piątek, 4 kwietnia 2014

(nie)domaganie

Prawdopodobnie teraźniejszość to najwłaściwsza i jedyna rzeczywistość, którą warto się sumiennie zająć. Nie ma wczoraj i nie ma jutra. A jednak, jeżeli nie czekasz, to trochę jakbyś już nie żył. Po prostu bycie, bez oczekiwania w załączniku, jest przerażająco próżne i smutne. Każda czynność, krok, chwila odpoczynku, nabierają smaku jedynie wtedy, gdy tworzą całość na tle nieustannego oczekiwania. Oczekiwania na co?...

Wiosna jednostajnie przyspieszona. Zaskakująco ciepły wieczór, pogodne niebo, pokruszone gwiazdami. W powietrzu cudownie lekki i duszny zarazem zapach ciepłego deszczu i kwitnących drzew - to znów ten moment, gdy zachwyca cię to, co żyje. Napchałbyś sobie tym życiem wszystkie buteleczki i pozatykał szczelnie korkami, by starczyło ci na długie lata. By życie zewnętrzne przeniknęło do środka i poruszyło wszystko, co martwe. Patrzysz w niebo - w tę głębię, w której toną twoje oczy. I obok tęsknoty, po drugiej stronie huśtawki, siada też wdzięczność. I w górę - raz jedna, raz druga. Bo gdzieś w tej głębi nieba Jest Ten, Który Jest i który ożywia wszystko, co martwe, nawet to, co wpisałeś na listę strat i przeznaczyłeś do amputacji. 

Szukasz Go na zewnątrz, tak, jak na zewnątrz szukasz życia. Czym się karmisz, tym się stajesz. Trudno ci wierzyć, że i On i życie - że to wszystko, czego pragniesz, jest w Tobie samym, nie na drugim końcu świata. 

Nie należy się wstydzić oczekiwania cudu, należy natomiast nie mieć na jego temat zbyt wielu wyobrażeń.

Ty, Który Jesteś - domagam się ufności,  domagam się nadziei,  domagam się życia. 
Domagam się Ciebie.