niedziela, 30 marca 2014

żyj

Czas jest bezlitosny i niedługo spostrzeżesz, że oprócz tego, że rośniesz w szerz, zaczynasz się również starzeć. Myśl ta może się wydawać zabawna, ale chronologia nie zna litości. I gdyby nie zmiana czasu, byłoby godzinę wcześniej i zdążyłbyś tam, gdzie zdążyć chciałeś. A tak - pozwalasz sobie na leniwe śniadanie, z kawą, herbatą i spojrzeniami zachwytu opartymi o świeżutkie żonkile, pieszczone przez słońce. Jest ciepło, więc rozwinęły się bardzo szybko. Siedziałeś w nocy, patrzyłeś i nie mogłeś pojąć, jak to się dzieje, że to, co przed chwilą było zaledwie pączkiem, zaczyna już ujawniać pełnię swojej kwieciej natury. Chciałeś zarejestrować - zobaczyć moment, w którym rozchylają się płatki, przyłapać kwiat na gorącym uczynku, ale brakło cierpliwości. Wyszedłeś wziąć prysznic i gdy już byłeś z powrotem, kwiat był odrobinę dojrzalszy - rozwinął się za twoimi plecami. Świat dzieli się na żywe i martwe. I tylko to, co żywe, potrafi zachwycić do głębi, do tego miejsca, w którym drzemie twoje własne życie. 

Dotykanie pustki jest podobne do dotykania wypchanej kaczki. Spodziewasz się, że pod delikatnością piór powinno być miękkie i ciepłe ciało, które zareaguje na twoje przyjazne szturchnięcie, gdy tymczasem tam nie ma już nic - jest martwo. Pod zewnętrzną miękkością, zdolną do pozorów, pozostaje tylko nieprzyjemnie martwa materia, powodująca, że cofasz dłoń.

Świat zmienia się w twoich spojrzeniach - tam dojrzewają owoce, rozwijają się kwiaty, tam rosną dzieci. Tam, choć trochę niezauważalnie i niejako bez twojego udziału. Ty masz tylko czasem pomóc, a poza tym patrzeć i czerpać radość. Kiedy spojrzenie staje się przewlekle smutne, to jakbyś nie widział już życia, nie dostrzegał dojrzewania i pełni, tylko usychanie i więdnięcie. Czas, czas na który żyjemy, czas będący tak bardzo poza nami, choć my - chcąc, nie chcąc - zanurzeni jesteśmy w nim bez reszty. Czas to obawy, ale to także rytm. Nakręciłeś stary, głośny budzik (po babci) i zasnąłeś w rytmie, wsłuchany w czas - w jego miarowy oddech. 

Ze zdumieniem odkrywasz, że masz w sobie wszczepione błogosławieństwo dla życia. To, co żyje - cieszy, a ty, błogosławiąc życiu, pragniesz je przedłużać. Chcesz, by kwiaty, które włożyłeś do wazonu, kwitły jeszcze jeden dzień. I następny. 

A Pan Bóg sprawił, że krzew rycynusowy wyrósł nad Jonaszem po to, by cień był nad jego głową i żeby mu ująć jego goryczy. Jonasz bardzo się ucieszył [tym] krzewem. Ale z nastaniem brzasku dnia następnego Bóg zesłał robaczka, aby uszkodził krzew, tak iż usechł. A potem, gdy wzeszło słońce, zesłał Bóg gorący, wschodni wiatr. Słońce prażyło Jonasza w głowę, tak że osłabł. Życzył więc sobie śmierci i mówił: «Lepiej dla mnie umrzeć aniżeli żyć». Na to rzekł Bóg do Jonasza: «Czy słusznie się oburzasz z powodu tego krzewu?» Odpowiedział: «Słusznie gniewam się śmiertelnie». Rzekł Pan: «Tobie żal krzewu, którego nie uprawiałeś i nie wyhodowałeś, który w nocy wyrósł i w nocy zginął. A czyż Ja nie powinienem mieć litości nad Niniwą, wielkim miastem, gdzie znajduje się więcej niż sto dwadzieścia tysięcy ludzi, którzy nie odróżniają swej prawej ręki od lewej, a nadto mnóstwo zwierząt?» (Księga Jonasza).

Żyjesz, więc trwasz nieustannie w spojrzeniu Tego, który cię stworzył. Bo gdyby On choć na chwilę odwrócił Swoje miłujące oczy, przestałbyś istnieć. I On tobie błogosławi. Tobie i twojemu życiu. I bardzo nie chce, abyś stał się wypchaną kaczką.

czwartek, 27 marca 2014

od psa do dudka

Możesz wyprowadzać psa na spacer i możesz zostać wyprowadzony z równowagi. Równolegle, czy też jedno po drugim, albo w oderwaniu od siebie - to bez znaczenia. Możesz nawet nie mieć psa i to nie przeszkodzi komuś zupełnie przypadkowemu doprowadzić cię do stanu, delikatnie rzecz ujmując, poirytowania. (Może, gdybyś owego psa akurat miał, w dodatku dużego i pod ręką - do niczego by nie doszło). I chyba nie chcę się zastanawiać, na ile owo "wyprowadzanie" stanowić miało prowokację, czy też zabawę moim kosztem. Srał to pies - jak mawiała Klasyczka - srał pies wyprowadzanie z równowagi.Ten wyprowadzony i ten niewyprowadzony, a może nawet lepiej ten drugi, bo i bardziej spektakularnie... Nie, nie dam się już. Nie dam się wyprowadzić. A pies? A pies ci mordę lizał... 

poniedziałek, 24 marca 2014

mów.

A dziś, dla odmiany, myślę sobie, że popatrz na mnie, jak na ślepca, jak na tego, kto nic nie widzi. I opowiedz mi o tym, co widzą Twoje bezbłędne oczy. Nie o tym, jak to jest być Bogiem, ale o tym, jak to jest być naprawdę człowiekiem. Konkretnym człowiekiem, z szarozielonymi oczami ślepca. 
Bo ja nie widzę, bo ja nie wiem. 

Sługa Twój słucha. 

* * *

Z poezji ludowej Kurdów (jak to ogłosił dziś Pewien Człowiek OP i jak podaje Ktoś W Internecie):

Miłość jest jak mżawka
przechodzisz i nawet nie czujesz,
że pada,
a gdy dochodzisz do końca czujesz,
że przemokłeś do samego serca. 

sobota, 22 marca 2014

więcej, niż wiem

Czasem się zastanawiam, kim Ty naprawdę Jesteś w moim życiu. I kim ja jestem w swoim. I w Twoim też.
Słyszałam kiedyś, pół żartem, że inteligenci w czyśćcu będą czytać wszystkie książki, które kupili i których nie przeczytali. Nie jestem inteligentem, ale mam takich trochę. Siedziałam padnięta, z przemożną ochotą położenia się spać. Ale akurat nie było takiej możliwości. I wtedy właśnie wystraszyłam się myśli, że moim czyśćcem mogłoby być ogromne zmęczenie i niemożność położenia się do łóżka. Moje małe, acz straszne herezje, wielki Boże. 
I wiesz, chciałabym, abyś był kimś znacznie więcej, niż tylko Żyrantem moich wielkich kredytów. Kimś więcej nawet, niż Dobrodziejem. Wyobrażam sobie czasem... ale czy można zamknąć Ciebie w wyobrażeniach? Jestem i gdy się złoszczę, to kopię Cię w kostkę, choć chciałabym inaczej.
Coś nie pozwala mi nie wierzyć, że Ciebie ze mną nie ma przez całe moje życie. Może to więcej niż "Coś" - może to jest właśnie ten słynny Duch Święty, w którego wierzę, a chyba tak często nie dostrzegam. 

Nieprawda, że nie ma prawdy. I nieprawda, że każdy ma swoją. Nieprawda również, że wszystko jest relatywne. Tysiąc nieprawd w moim życiu świadczy o tym, że prawda być musi. I łamię nie tylko saperkę, ale i siebie, w dochodzeniu do niej. Wiem, że nie wiem więcej, niż wiem.

czwartek, 20 marca 2014

maybe there's a glimmer of hope

Na dziś:


Dobrze by się przy tym mknęło - kabrioletem po autostradzie, w słońcu i obowiązkowo z wiatrem. Szybko. Daleko. Ze śpiewem na ustach. 

***

Chciałabym umieć grać na kontrabasie. Przepadam za brzmieniem i wielkością tego instrumentu. 


środa, 19 marca 2014

over, Lord

Ile skłonności separatystycznych w jednym człowieku
naruszeń integralności terytorialnej 
terytoriów zaminowanych
odbezpieczonych granatów w gotowości

Boże mojej wojny pozycyjnej
Jak długo jeszcze na Zachodzie bez zmian?

Czekam na desant, na Overlord.
Ponieważ
the war should be over, 
Lord. 


niedziela, 2 marca 2014

trzy razy NIE

Ktoś kiedyś wrzucił w sieć cytat o treści (mniej-więcej): "Dopóki nie miałem internetu, nie wiedziałem, że jest tylu głupich ludzi". Ja powiedziałabym inaczej - dopóki nie miałam internetu, nie wiedziałam, że jest tyle nienawiści między ludźmi.

Od czasu do czasu robię sobie wycieczki w sieci, po interesujących mnie artykułach, blogach, wywiadach z  tym, czy innym jegomościem. Tego rodzaju sport nie niesie ze sobą aż tak wielkiego ryzyka, jak czytanie komentarzy internautów do wyżej wspomnianych tekstów. I czasem naprawdę żałuję, że coś mnie podkusiło i jednak przeczytałam tę, czy inną opinię. Naprawdę żałuję. Bardzo!

Nie pojmuję momentu, w którym zło się narodziło, nie mogę pojąć, jak to się stało, że w ogóle wzięło początek (Bóg nie stworzył zła!) ale odkąd jest, rozmnaża się w sposób obrzydliwy i w tempie zastraszającym, a najgorsze jest to, że to my - ludzie, ja - człowiek, jesteśmy zastraszeni i tym złem i tym tempem.

Przybyłam, zobaczyłam, przeczytałam i być może powiększyły mi się źrenice z przerażenia. W pierwszym odruchu chciałoby się równo zrugać autora takiego paskudnego komentarza, nie przebierając w słowach, ale na szczęście rozum bierze górę nad impulsem. Bo argumentów przeciw wdawaniu się w czcze dyskusje jest aż nadto, odwołam się więc do kilku najważniejszych: to nic dobrego nie przynosi, szkoda nerwów (przede wszystkim swoich), kijem Wisły nie zawrócę i nie zmienię czyjegoś rozumowania, a przepychanki słowne, do których akurat naprawdę jestem zdolna oraz dążenie po trupach, by moje było na wierzchu, są tylko stratą czasu i energii oraz prowadzą do nowych aktów agresji. Wyłączam więc stronę i rezygnuję z czytania kolejnych "mądrości ludowych".  "Mądrości" - w pewnych kontekstach to słowo jest naprawdę nazbyt godne i zupełnie nie na poziomie, nawet, jeżeli wstrzykniemy weń cały ładunek ironii, na jaki nas stać. Z drugiej strony - "głupota" zdaje się być nader łagodnym określeniem, choć może...?

Na szczęście w umyśle zapala się czerwona lampka, której towarzyszy zdecydowane STOP. Nie, nie będę się nakręcać. Nie, nie będę się przejmować tym, że głupota i nienawiść naprawdę istnieją. Nie, nie i jeszcze raz nie. Mielenie zła jest wodą na młyn dla Złego - kategorycznie odmawiam.

Chwilę później pojawia się kolejna myśl: "Miłujcie waszych nieprzyjaciół". Ta-dam! Nie ich zło, nie ich głupotę i nie ich nienawiść, ale ich samych. Łapię się na gorącym uczynku, z kamieniem w ręce, którym już o mały włos nie przyłożyłam wcieleniu nienawiści i głupoty (oczywiście słusznie, a jakże) i patrząc pod nogi dostrzegam bardzo wyraźnie, że stoję jednak twardo gdzieś w Starym Testamencie, gdzie oko za oko i ząb za ząb. I w tak banalny, naiwny sposób nienawiść przeskakuje z człowieka na człowieka i mknie dalej. W zastraszającym tempie. 

Nie, nie i jeszcze raz nie. Chociaż wiem, że nie umiem miłować nieprzyjaciół i że Ewangelia jest trudna. No, może jeszcze to zależy od kategorii owej nieprzyjaźni, ale jednak nie umiem. 
Nie zgodzić się na zło, ale zgodzić się na to, że ten konkretny człowiek, któremu najchętniej - no właśnie - najchętniej co? - że on jest tak naprawdę biedny. Bardzo biedny. I w swojej nienawiści i w swojej głupocie. A ja, odpowiadając nienawiścią na jego nienawiść, staję się podobnie biedny, jak on, nawet, jeżeli nieugięta racja leży po mojej stronie. Oooo - TRUDNE! Naprawdę trudne.

Wyciągam wnioski - takie oczywiste, o których już słyszałam, zapewne nie raz. Przemoc rodzi przemoc, agresja rodzi agresję, nienawiść rodzi nienawiść, zło rodzi zło. I moim zadaniem jest w to nie wchodzić, nie pakować się, przerwać efekt domina. Nie chodzi o obojętność, ani o wyrozumiałe poklepywanie po ramieniu ewidentnego zła, raczej o to, że nie można złu poświęcać więcej uwagi, niż to konieczne i konstruktywne. Kot pod moim nosem, kot obrócony ogonem, pachnie brzydziej i gorzej wygląda. Jeżeli zanadto skupię się na ogonie, to mogę w ogóle kota nie zauważyć. Wolę kota od przodu.  Wolę życie od dobrej strony. Trzeba skupiać się na tym, co jest dobre, zanim człowiek uwierzy w kłamstwo, że tego dobra prawie wcale nie ma. Konieczne, nie tylko dla zachowania higieny umysłowej, ale konieczne również dlatego, że ostatecznie zwycięża dobro, bo Bóg Jest nieskończenie dobry, a ostatnie słowo należy do Niego. No jesteś chrześcijaninem, czy nie? No jestem, czy nie? Zło dobrem zwyciężaj. Nie wolno dać się zakrzyczeć, ani zastraszyć. 

Trzy razy NIE.

A poza tym - trzeba nieustannie modlić się o wiarę, żeby samemu nie popaść w głupotę.