wtorek, 26 kwietnia 2016

Ga 5,1.

Właściwie najgorzej jest nie być wolnym człowiekiem. 

Wolność prowadzi do otwartości, daje pokój i radość. Pomaga nie zniewalać innych, nie traktować ich instrumentalnie.  Jest jednym z największych i najcenniejszych darów, który najczęściej odbieramy sobie sami. A zniewolenia bardzo bolą i dużo się przez nie cierpi i nikt mi nie wmówi, że jest inaczej. 

Być wolnym. Od żalu, uprzedzeń, osądów, spełniania oczekiwań, których wcale spełniać nie muszę, od ocen innych, które tak naprawdę niczego mi nie dodają, ani też nie ujmują, bo bez względu na to, co kto o mnie pomyśli lub powie - i tak jest jak jest - tak, a nie inaczej, jeden Bóg wie, jak naprawdę i co z tym zrobić.

Utracone wolność i życie może przywrócić tylko ich Dawca. Dostałem jedno i drugie. Jestem w stanie pozbawić się obydwu, ale sam nie odzyskam ani wolności, ani życia. Przywrócić je może tylko i wyłącznie Ten, od którego je otrzymałem. Ten, który wie, jak one mają działać i jak wyglądały na początku - nienadszarpnięte przez moje użytkowanie niezgodne z instrukcją. 
On wie, ja nie wiem. Nawet, jeżeli próbuję Mu wcisnąć swoją wersję, wizję i wyobrażenia - to nie zadziała. 

Odzyskać wolność. I życie. Jedno (dwa) z największych marzeń na coraz dłuższej liście. 


niedziela, 24 kwietnia 2016

Tam i tu

To jednak trochę zaskakujące. Życie. Mieszanina marzeń i pragnień, lęków, nagłych zwrotów akcji, procesów, które dzieją się poza i tych, w które wchodzi się świadomie i dobrowolnie. Jego bieg, jego cel, który tyle razy zawierusza się i znajduje, jak ważny papierek, schowany gdzieś, by nie zgubić, gubi się właśnie dlatego, że został położony w jakimś wyjątkowo bezpiecznym i nielogicznym miejscu. Życie jak tort, który kroisz, dzielisz i rozdajesz i dopóki rozdajesz, zawsze zostaje ten jeden, jedyny kawałek, żeby dać jeszcze, choć czasem składasz go z okruszków rozsypanych dookoła. Albo z fragmentów tortów innych, którzy podzielili się z tobą swoim życiem. 

Czasem ktoś odchodzi i zabiera kawałek twojego tortu ze sobą całkowicie na zawsze. Kawałek twojego życia, którego był częścią.

B. czasem się denerwuje. Czasem jest niecierpliwa. Czasem siada z różańcem w ręku. B. ma problemy ze słuchem. I ma też oczy, w których siedzi taka dziwna radość, która tam jest, choć B. nie miała lekkiego życia. B. patrzy przez okno. Na drzewa, na kwiaty, na niebo i liczy zmarłych znajomych. I mówi, że śmierć niesprawiedliwa, bo powinna zabierać starych, nie młodych. I mówi też, że ciekawe, jak TAM jest. I że szkoda, że nikt nie przyszedł i nie powiedział. I wtrącasz, że myślisz, że dobrze i nie wiesz, czy usłyszała. B. myśli o życiu i śmierci i czasem nieśmiało zadaje pytania, na które nikt nie ma odpowiedzi. Bo większość życia już za nią. Być może za tobą też, ale w twoim przypadku to wciąż nic pewnego. Kochasz B. tak jak umiesz i tak jak nie umiesz i nie chcesz, by ci jej brakowało. A wiesz, że kiedyś zabraknie. Bo ona jest jedną nogą TAM właśnie, trochę myślą, trochę spojrzeniem i tym pytaniem - jak TAM jest? 

Masz dużo mniej lat. I mniej życie dało ci popalić. Ale też myślisz o TAM. Bo to jak powrót, jak bycie na swoim miejscu. 

Gdy w nowym mieszkaniu nie czujesz się jak w domu, chcesz się z niego wyprowadzić. Gdy w życiu nie czujesz się do końca jak u siebie, wiesz, że to tylko i aż takie ważne POMIĘDZY, zmierzanie. 
Czasem myślisz, co po tobie zostanie, kiedy cię już nie będzie. Widzisz wtedy, jak wielu rzeczy i spraw należy się pozbyć, póki jeszcze jest czas. 

Być Jego odciskiem palca. Jego śladem. Częścią Tamtego Świata wczepioną w ten. Wystarczy. 

piątek, 15 kwietnia 2016

R. śpiewa!

Za duża ilość rzeczy. Za mała przestrzeń. Okolica-Tetris (określenie zawdzięczam Małgosi, kiedyś wyjaśnię). Kiedy potrzebuję rzeczy A, okazuje się, że jest w pudle Z, czyli w tym na samym spodzie, w wewnętrznej kolumnie. Trafia mnie szlag od przerzucania wszystkiego tam i z powrotem. Od niewygody. Od zmęczonego kręgosłupa. Od tylko pozornego porządku (ale przynajmniej jest już gdzie chodzić, gdzie usiąść, gdzie rysować!). I nagle okazuje się, że w tym domu ktoś śpiewa. Bardzo ładnie, lekko, wysoko i czysto. Tak do gęsiej skórki. Oczywiście zazdroszczę, bo ja nie potrafię, nie TAK. Ale też stoję i słucham. I drzwi nie zamykam. I mieszka mi się lepiej od razu. W tym domu ktoś śpiewa! R. śpiewa. Dlaczego tak rzadko?

czwartek, 14 kwietnia 2016

i kogut zapiał

Każdy niepewny jutra. I tylko nie każdy świadomy. I nawet pewien człowiek pewny-niepewny wycina ci numer. I nie wiesz, czy można jeszcze polegać na kimś, kogo chyba nazwałbyś autorytetem. Albo czymś w tym rodzaju. Głodni autorytetów. Nienasyceni. Nie umiemy stawać się nimi, bo nikt nas nie nauczył, co to znaczy. I ci, którzy szli w dobrym kierunku, jakoś po drodze zawiedli, zbłądzili i nie wiesz już, czy aby na pewno można za nich ręczyć. Lepiej się uciekać do Pana... Choć bez człowieka po drodze jest trudno. 

Co musiał czuć Jezus, kiedy usłyszał Piotrowe nie znam... Wyprzeć się to smutne oszustwo. "Genialni" uczniowie uciekają i Chrystus zostaje z Ojcem Sam na Sam, a potem wraca do nich, by jeszcze ich podnieść na duchu, przywrócić do życia. 

Nie jesteś Jezusem. I może jedyny prawdziwy autorytet to Bóg, ale przecież nie znasz Ojca, jak Chrystus. Nawet nie wiesz, na ile znasz Chrystusa. 

Smutno mi, Boże. 

środa, 13 kwietnia 2016

nie zawsze jest wesoło. nie zawsze.

Lepiej się uciekać do Pana, niż pokładać ufność w człowieku...

Zastanawiające. Bo gdy jest ktoś, na kogo się bardzo liczy, komu się ufa, polega silniej, niż na Zawiszy, bo gdy jest ktoś, kto wydaje się być naprawdę w porządku, to nie dajesz mu prawa zachować się źle. Zawieść. Rozczarować. Zasmucić. I wtedy właśnie, kiedy to się już stanie, to boli tak bardzo, bo przecież "myśmy się spodziewali". I nie ma. Choć może spodziewaliśmy się słusznie i może były ku temu podstawy. Albo właśnie nie spodziewaliśmy się kompletnie. Nie takiego zagrania, nie w tym momencie, nie w takich okolicznościach. Zastanawiam się, czy to dobrze jest TAK ufać, TAK polegać, zakładać, że przecież jednak SIĘ ROZUMIEMY. Może stawiamy drugiemu człowiekowi zbyt wielkie wymagania, za wysoko podnosimy poprzeczkę, wyobrażamy sobie zbyt wiele o jego szlachetności. Może nie pozwalamy mu na wolność? Na to, by czasem coś spieprzył. Bo jest ograniczony, czego może nie chcemy dostrzec.  Może to tylko Bóg Jeden jest tym, od którego można w pełni oczekiwać zrozumienia? Ale jak otworzyć się na Boga, gdy tak trudno otworzyć się na człowieka, który jednak zawodzi, odrzuca i powoduje ból. Jak kochać Kogoś, kogo nie widać, gdy tak trudno kochać tego, kto jest obok? Jak wbrew odrzuceniu przez człowieka ufać, że Bóg nie odrzuca? Nie odrzuca nigdy. Jak nie przekładać ludzkich relacji na relację ze Stwórcą? Jak wbrew wszystkiemu wierzyć i ufać i dać się prowadzić, nie słysząc głosu, nie trzymając ręki, nie widząc Przewodnika?

Jak iść dalej? 

błogosławiona pustka

W pustym mieszkaniu nie ma ludzi. Nie ma też rzeczy. A ty starasz się nie pamiętać, że opuszczasz raj (a może tak ci się tylko wydaje, może nie raj, a rodzaj Egiptu?) oraz współczujesz pierwszym rodzicom, domyślając się tylko, co mogli czuć w momencie, gdy ich życie zmieniło się tak radykalnie... W pustym mieszkaniu jest przestrzeń. Jest dużo miejsca. Może dużo miejsca na nowe rzeczy, a może wreszcie dużo miejsca na wszystko, co dotąd nieprzemyślane, niewypowiedziane, stłoczone, na to, co nie miało szansy wybrzmieć nigdy wcześniej. Dużo miejsca dla mnie, dużo miejsca dla Ciebie. 
I gdybym miał mieć kiedyś swój własny dom, to chciałbym, aby był w nim jeden całkowicie pusty pokój - z drzwiami, oknem i pustymi ścianami. Namiot Spotkania. 
Trudno opróżnić i uporządkować wypełnione po brzegi mieszkanie. Bardzo trudno. I tak trudno opróżnić  i uporządkować siebie. Trudniej o wiele, niż z mieszkaniem. A ja... A ja tak bardzo chciałbym stać się pustym mieszkaniem dla Ciebie. Z drzwiami, byś wszedł i oknem, być mógł mi pokazać Twoją perspektywę i to wszystko, co w moich oczach ograniczone jest horyzontem. I z mnóstwem pustej i czystej przestrzeni, którą mógłbyś wypełnić Sobą. 

Tak mi czasem trudno. I tak mi czasem gorzko. I tylko w całej tej brzydocie i chaosie o dwudziestej trzeciej śpiewają ptaki! ... Nie rozumiem. 

Lepiej się uciekać do Pana, niż pokładać ufność w człowieku... 

niedziela, 3 kwietnia 2016

spojrzyj Tomaszu tylko sam

Błogosławiona niedziela, bigos z grzybami, lody czekoladowo-brzoskwiniowe z M., zimny cydr na dokładkę i słońce wszędzie - od błyszczącej Wisły po okropnie brzydki blok po przekątnej. I błogosławione nieudawanie, że jest inaczej, niż jest, niesilenie się na "wszystko super" oraz nieprzesadzanie, że wszystko beznadziejnie. Weekend wyczerpany i wyczerpujący, niespokojny i bez trwania, jakby człowieka ominęła największa na świecie oktawa, trochę przegapiona. Ale może, skoroś przegapił, jak Tomasz, to Pan przyjdzie?... Specjalnie dla ciebie. Oby. Już dziś, teraz, zaraz i na wieki. Amen.