środa, 29 kwietnia 2015

jak w domu

Nic odkrywczego. Znów spacer przez cmentarz i znów po to, by doświadczyć życia. Wiewiórki, śpiewające ptaki i kwitnące drzewa na wyciągnięcie ręki i wzroku. I zapach starych, kamiennych, neogotyckich nagrobków. Chyba kiedyś pójdę tam z książką, posiedzieć chwilę na ławce. W poczekalni do życia wiecznego. W przedpokoju Pokoju. W ogrodzie-przedsionku Raju. Nie gloryfikuję śmierci, ani cmentarzy, bo jestem stworzony, by żyć. I poza historycznym, estetycznym oraz przyrodniczym aspektem, właśnie dlatego ten cmentarz lubię - za bycie granicą pomiędzy życiem i Życiem. Bo mam tę samą granicę w sobie. Cienka linia, chyba nie po to, by rozdzielać, ale po to, by ją odnaleźć i sprowokować dyfuzję Życia w życie i na odwrót. 

"Tam kwitną róże z leliją,
Tam niezwiędłe wianki wiją.
Z Barankiem się cieszyć mają,
Co bez grzechu umierają".

A wieczorem wracam w największym deszczu, szczęśliwie, bo z parasolem i bez roweru. Mijam strażaków, badających czujnie przewód leżący na ulicy. Wieje. Leje. Mokre buty przybierają kolor pożądany i nieobecny na co dzień. I nie bardzo przeszkadza mi, że taki deszcz, taki wiatr, zimno i mokro. Bo to tylko chwila przed wejściem do domu i gorącym prysznicem. 

Są takie proste rzeczy, które wiesz, które nosisz, które są cały czas i które robią na Tobie niesamowite wrażenie, kiedy ktoś wprost cię o nie zapyta i kiedy na to pytanie szczerze, własnym głosem odpowiesz. Odpowiesz i usłyszysz. Sam siebie. 

Nosimy w sercach Boże marzenia nie po to, żeby pozostać marzycielami. 
Spełniam się w Tobie, więc proszę, spełnij się we mnie. I czuj się, jak u Siebie, żebym mógł poczuć się, jak u Ciebie, jak w domu.  

wtorek, 21 kwietnia 2015

zwykły dzień świąteczny

Jak co wieczór o tym podobnej porze, dopada mnie mały zgon. Żeby było milej, uraczono mnie jeszcze lampką wytrawnego wina, złamanego smakiem pływających w nim daktyli. Pan Bóg otacza mnie dobrymi ludźmi! I dobrymi rzeczami... Dosłownie. Przesiewam, jak przez sito, wszystkie nieprzyjemności będące częścią obecnej egzystencji, wszystko, co niemiłe, szorstkie, nieprzyjazne i dobijające. Jest wiosna! Jest święto. Bo wiosna to ta najbardziej świąteczna część roku, kiedy wszystko się rodzi. Na nowo. Nawet cmentarz tętni teraz życiem (sprawdziłam rano) - kwitną drzewa, soczyści się zieleń, śpiewają ptaki na potęgę - taka rażąca granica życia i śmierci, istnienia jednego obok drugiego i jednego wespół z drugim. Dziś żyję. Dziś jest święto. Dopiero teraz dociera do mnie, że każdy, każdziutki dzień zasługuje na to, by uczynić go dniem świątecznym, by Sacrum znalazło sobie w nim swoje miejsce, by stało się coś dobrego, by jakaś dobra myśl przebiegła przez czerep, by ładnie wyglądać, by zjeść coś, co się lubi, posłuchać pięknej muzyki. 

Szerzenie Królestwa to rozpowszechnianie prawdy i piękna, usuwanie kłamstwa, kiczu i porządkowanie chaosu. Z tym ostatnim jest najtrudniej. 



niedziela, 19 kwietnia 2015

The Kingdom of God

     "Nie potrafię radować się rzeczami, które są małe, ukryte i ledwo zauważane przez ludzi. Jestem nastawiony na przyjmowanie złych wiadomości, czytanie o wojnach, przemocy, zbrodniach, na bycie świadkiem konfliktów i chaosu. Spodziewam się, że moi goście będą mówić o swych problemach i bólach, niepowodzeniach, rozczarowaniach, załamaniach i lękach. Przyzwyczaiłem się do życia ze smutkiem, straciłem zdolność widzenia radości i słuchania okrzyków zadowolenia, przynależnych Bogu, którego trzeba odnaleźć w ukrytych zaułkach tego świata. 
     Mam przyjaciela, którego więź z Bogiem jest tak głęboka, że potrafi dostrzec radość tam, gdzie ja spodziewam się tylko smutku. Wiele podróżuje i spotyka niezliczonych ludzi. Kiedy wraca, myślę, że będzie opowiadał o trudnych problemach ekonomicznych krajów, które odwiedził, o wielkiej niesprawiedliwości i cierpieniach. Jednak chociaż jest świadom wstrząsów dokonujących się w tym świecie, rzadko o tym mówi. Opowiada o ukrytych radościach, które udało mu się odkryć; o mężczyźnie, kobiecie, dziecku, które przyniosło mu nadzieję i pokój. Mówi o małych grupach ludzi, którzy ufają sobie wzajemnie pośród całego tego zgiełku. Mówi o małych zadziwieniach Bogiem.
(...)
     Ojciec syna marnotrawnego oddaje się całkowicie radości, którą przyniósł mu powracający syn. Muszę z tego czerpać naukę. Muszę nauczyć się "kraść" całą tę prawdziwą radość, jaką można ukraść, i chodzić z nią, by inni mogli ją zobaczyć. (...) Nie muszę czekać, aż na ziemi zapanuje raj, ale mogę już teraz cieszyć się każdą drobinką Królestwa, którą mam w ręku.
(...)
     Dziwnym uczuciem jest codzienne doświadczenie przepaści między cynizmem i radością. Cynicy, gdziekolwiek idą, szukają ciemności. Wskazują zawsze na zbliżające się niebezpieczeństwa, nieczyste motywy, ukryte intrygi. Ufność nazywają naiwnością, troskliwość romantyzmem, przebaczenie sentymentalizmem. Szydzą z entuzjazmu, wyśmiewają duchowy zapał, deprecjonują charyzmatyczne zachowania. Uważają siebie za realistów, którzy widzą rzeczywistość taką, jaka jest naprawdę, i nie dają się zwieść "eskapistycznym emocjom". (...)
     Ludzie, którzy poznali już Bożą radość, nie przeczą istnieniu ciemności, ale postanawiają w nich nie żyć.
(...)
     W każdej chwili, każdego dnia mam szansę wyboru między cynizmem i radością. Każda myśl może być albo cyniczna, albo pełna radości. Każde działanie może być albo cyniczne, albo radosne. Coraz bardziej jestem świadom tych wszystkich możliwych wyborów i coraz częściej odkrywam, że każde opowiedzenie się za radością objawia jeszcze więcej radości i daje więcej powodów, by uczynić z życia prawdziwe świętowanie w domu Ojca".
- Henri J. M. Nouwen, Powrót syna marnotrawnego, fragment rozdziału Ojciec wzywa do świętowania.

Książka z polecenia i książka godna polecenia. Zainspirowana spotkaniem Henriego J. M. Nouwena z reprodukcją Powrotu syna marnotrawnego Rembrandta. Rzuca sporo światła na przypowieść o miłosiernym ojcu, na postacie zarówno pierwszego, jak i drugiego syna oraz ojca, pokazując prawdę o człowieku, o jego kondycji i o miłości Boga, która dalece przekracza ludzkie rozumowanie i chłodne kalkulacje narzucone przez myślenie właściwe światu, w którym żyjemy.

Jeśli zaś idzie o powyższe - cenni tak bardzo są ludzie, w których oczy patrzysz i widzisz element Bożego spojrzenia, światło, wdzięk i choćby odrobinę tej "sprytnej" Miłości, która godna jest nie tylko odwzajemnienia, ale i pomnożenia Jej dalej - gdziekolwiek i dokądkolwiek się jest i się pójdzie. To są właśnie świadkowie, o których było dziś tyle (w "Parafii":)). To jest ta Obecność Zmartwychwstałego, która przemienia, która czyni wszystko nowe, która wyciska z serca człowieka coś, o czym nie miało się pojęcia, że tam jest. To jest Maria Magdalena, Łukasz, Kleofas i Piotr. To jestem ja, jeśli wierzę i jeśli pozwolę dać się spotkać - w grobie, na drodze, w ukryciu. 

Jestem kimś dalece innym, niż świat chce, abym był. Odkryć i pozostać tym, kim naprawdę jestem - to najprawdziwsza wolność i radość. 


czwartek, 16 kwietnia 2015

o Panie, nasz Panie

Już za późno, by myśleć. W sam raz, by spać. Ale...
Piwa dwa i rozmowy o wieczności, które mogłyby się odbyć równie dobrze przy kawie, herbacie, wodzie, czymkolwiek, bo piwo to tylko dobry pretekst, aby być szczerym. Noc jest ciepła. Wracam ostatnim dziennym, idę pustą już o tej porze ulicą do domu - do miejsca, w którym tak dobrze, jak się nie śniło. Mijam głosy ukryte pod wiaduktem i amatora nocnego biegania. Wchodzę pod kwitnącą śliwę, by przez chwilę poczuć się, jak w Raju, jak wtedy, kiedy mnie jeszcze nie było i jak wtedy, gdy stanę się naprawdę. Wchodzę pod drzewo, by mógł ogarnąć mnie duszny zapach kwiatów. Jest mi dobrze. Od szosy dzieli nas trochę metrów i trochę zabudowań - wystarczająco, by było zacisznie. Z gałązką drobnych kwiatów siadam na ławce pod blokiem i spoglądam w niebo - małe gwiazdy, rozsiane na prawie czarnym niebie. Mam ochotę się położyć i patrzeć , jak w Fastowie, jak w Kijowie, jak w domu najprawdziwszym - najbardziej bliskim i dalekim. Wszędzie niebo jest to samo, wszędzie jest wizytówką Kogoś, za Kim tęsknię niewypowiedzianie, gdy na tę wizytówkę patrzę. Jest cicho. Pod stopami łażą robaki, pod samochodami przemyka kuna, czy łasica - nie rozróżniam. Jestem jak robak - u stóp Twoich i jak łasica - uciekam w popłochu. Ale teraz tu siedzę i patrzę, z kilkunastoma kwiatkami na jednej, małej gałązce i myślę, że Ty, właśnie Ty też tu Jesteś i patrzysz na mnie, dokładnie w tej chwili. Na mnie bez wizytówek. Na mnie, z gałązką kwiatków w ręce, będącą objawem tęsknoty za Rajem. Gałązka należy do drzewa i z drzewa pochodzi. Pochodzę od Ciebie, do Ciebie należę i nie może Cię dziwić, że kiedy patrzę w niebo, chcę stać się częścią Twojego Istnienia. To takie oczywiste. Przecież nie wzięłam się znikąd. Na samym spodzie dna, tam, gdzie spadają wszystkie pytania bez odpowiedzi, gdzie gromadzi się najszczerszy śmiech i gdzie spływają wszystkie łzy, tam jest zapisany adres mojego wiecznego zameldowania, kolor oczu, pochodzenie, przeznaczenie, święta przynależność, imię Ojca i wszystko to, czego o sobie nie wiem. 

Gdy patrzę na Twe niebo, dzieło Twych palców, 
księżyc i gwiazdy, któreś Ty utwierdził: 
czym jest człowiek, że o nim pamiętasz, 
i czym syn człowieczy, że się nim zajmujesz? 
Ps 8., 4-5.

sobota, 11 kwietnia 2015

To Jest Pan

Rozpoznać Zmartwychwstałego w swoim życiu. Móc z przekonaniem powiedzieć: „To Jest Pan!”.
Rozpoznać siebie w swoim życiu. Móc z przekonaniem, pokorą i życzliwą wyrozumiałością stwierdzić: „To jestem ja”. I spotkać siebie z Panem. Nie swoje wyobrażenie o Panu z własnym aktorstwem. Nie kreację ze spodziewaniem się, maskę z oczekiwaniem, tysiąc spraw z Najwyższym Urzędem Do Spraw Wszelakich, a szczególnie tych trudnych.


I pozwalasz sobie być, jakim dotąd nie byłeś, nie myśleć o tym, co zaprzątało ci głowę, nie zgrywać przed sobą gieroja, nie być uprzejmym za wszelką cenę, nie analizować, nie spinać się, nie bać na zapas, nie robić świętych min z okazji świętych Okoliczności. I przyznajesz, że twoje prywatne okoliczności nie zawsze są święte.

I pozwalasz sobie nie wiedzieć, jak jest dobrze. I pozwalasz przyznać, że nie jest idealnie. I że nie musi, bo nigdy nie będzie.

Tak, czy owak, Jest. Tak, czy owak, choć to mniej oczywiste - jestem. Tak, czy owak, cokolwiek myśli się i myśli ktokolwiek, moje jestem w Jego Jestem i dzięki Niemu. Całe i nieustannie. Dlatego mam być święty, bo powstałem ze Świętości. Jesteś przy mnie nawet, gdy się w Szeolu położę...  Bo istnieję tylko dlatego, że Ty Istniejesz i nigdy na odwrót. Bo gdybyś nie chciał, nie byłoby mnie teraz, wczoraj, w ogóle nigdy. Bo gdybyś nie podtrzymywał przy życiu, nie byłoby żadnego życia. Gdybyś go nie dał, nie powstałoby samo. Twoje dary są tak niepojęte i nie do ogarnięcia, że czasem czuję się jak pies, który jeśli dać mu książkę, to prędzej ją obwącha i zeżre, niż przeczyta.