niedziela, 2 marca 2014

trzy razy NIE

Ktoś kiedyś wrzucił w sieć cytat o treści (mniej-więcej): "Dopóki nie miałem internetu, nie wiedziałem, że jest tylu głupich ludzi". Ja powiedziałabym inaczej - dopóki nie miałam internetu, nie wiedziałam, że jest tyle nienawiści między ludźmi.

Od czasu do czasu robię sobie wycieczki w sieci, po interesujących mnie artykułach, blogach, wywiadach z  tym, czy innym jegomościem. Tego rodzaju sport nie niesie ze sobą aż tak wielkiego ryzyka, jak czytanie komentarzy internautów do wyżej wspomnianych tekstów. I czasem naprawdę żałuję, że coś mnie podkusiło i jednak przeczytałam tę, czy inną opinię. Naprawdę żałuję. Bardzo!

Nie pojmuję momentu, w którym zło się narodziło, nie mogę pojąć, jak to się stało, że w ogóle wzięło początek (Bóg nie stworzył zła!) ale odkąd jest, rozmnaża się w sposób obrzydliwy i w tempie zastraszającym, a najgorsze jest to, że to my - ludzie, ja - człowiek, jesteśmy zastraszeni i tym złem i tym tempem.

Przybyłam, zobaczyłam, przeczytałam i być może powiększyły mi się źrenice z przerażenia. W pierwszym odruchu chciałoby się równo zrugać autora takiego paskudnego komentarza, nie przebierając w słowach, ale na szczęście rozum bierze górę nad impulsem. Bo argumentów przeciw wdawaniu się w czcze dyskusje jest aż nadto, odwołam się więc do kilku najważniejszych: to nic dobrego nie przynosi, szkoda nerwów (przede wszystkim swoich), kijem Wisły nie zawrócę i nie zmienię czyjegoś rozumowania, a przepychanki słowne, do których akurat naprawdę jestem zdolna oraz dążenie po trupach, by moje było na wierzchu, są tylko stratą czasu i energii oraz prowadzą do nowych aktów agresji. Wyłączam więc stronę i rezygnuję z czytania kolejnych "mądrości ludowych".  "Mądrości" - w pewnych kontekstach to słowo jest naprawdę nazbyt godne i zupełnie nie na poziomie, nawet, jeżeli wstrzykniemy weń cały ładunek ironii, na jaki nas stać. Z drugiej strony - "głupota" zdaje się być nader łagodnym określeniem, choć może...?

Na szczęście w umyśle zapala się czerwona lampka, której towarzyszy zdecydowane STOP. Nie, nie będę się nakręcać. Nie, nie będę się przejmować tym, że głupota i nienawiść naprawdę istnieją. Nie, nie i jeszcze raz nie. Mielenie zła jest wodą na młyn dla Złego - kategorycznie odmawiam.

Chwilę później pojawia się kolejna myśl: "Miłujcie waszych nieprzyjaciół". Ta-dam! Nie ich zło, nie ich głupotę i nie ich nienawiść, ale ich samych. Łapię się na gorącym uczynku, z kamieniem w ręce, którym już o mały włos nie przyłożyłam wcieleniu nienawiści i głupoty (oczywiście słusznie, a jakże) i patrząc pod nogi dostrzegam bardzo wyraźnie, że stoję jednak twardo gdzieś w Starym Testamencie, gdzie oko za oko i ząb za ząb. I w tak banalny, naiwny sposób nienawiść przeskakuje z człowieka na człowieka i mknie dalej. W zastraszającym tempie. 

Nie, nie i jeszcze raz nie. Chociaż wiem, że nie umiem miłować nieprzyjaciół i że Ewangelia jest trudna. No, może jeszcze to zależy od kategorii owej nieprzyjaźni, ale jednak nie umiem. 
Nie zgodzić się na zło, ale zgodzić się na to, że ten konkretny człowiek, któremu najchętniej - no właśnie - najchętniej co? - że on jest tak naprawdę biedny. Bardzo biedny. I w swojej nienawiści i w swojej głupocie. A ja, odpowiadając nienawiścią na jego nienawiść, staję się podobnie biedny, jak on, nawet, jeżeli nieugięta racja leży po mojej stronie. Oooo - TRUDNE! Naprawdę trudne.

Wyciągam wnioski - takie oczywiste, o których już słyszałam, zapewne nie raz. Przemoc rodzi przemoc, agresja rodzi agresję, nienawiść rodzi nienawiść, zło rodzi zło. I moim zadaniem jest w to nie wchodzić, nie pakować się, przerwać efekt domina. Nie chodzi o obojętność, ani o wyrozumiałe poklepywanie po ramieniu ewidentnego zła, raczej o to, że nie można złu poświęcać więcej uwagi, niż to konieczne i konstruktywne. Kot pod moim nosem, kot obrócony ogonem, pachnie brzydziej i gorzej wygląda. Jeżeli zanadto skupię się na ogonie, to mogę w ogóle kota nie zauważyć. Wolę kota od przodu.  Wolę życie od dobrej strony. Trzeba skupiać się na tym, co jest dobre, zanim człowiek uwierzy w kłamstwo, że tego dobra prawie wcale nie ma. Konieczne, nie tylko dla zachowania higieny umysłowej, ale konieczne również dlatego, że ostatecznie zwycięża dobro, bo Bóg Jest nieskończenie dobry, a ostatnie słowo należy do Niego. No jesteś chrześcijaninem, czy nie? No jestem, czy nie? Zło dobrem zwyciężaj. Nie wolno dać się zakrzyczeć, ani zastraszyć. 

Trzy razy NIE.

A poza tym - trzeba nieustannie modlić się o wiarę, żeby samemu nie popaść w głupotę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz