wtorek, 20 października 2015

byłbym niczym

Łobuz ma siedem i niecałe pół lat. Siedzi przed komputerem, gra w to, co zawsze i jakby od niechcenia coś tam sobie mówi, czy nawet wyśpiewuje pod nosem. "Coś tam" w stylu:
- Lubię cięęę, a ty mnie - tak czy nie?
Odpowiadasz:
- To chyba oczywiste!
- Nie oczywiste. Nigdy mi tego nie mówiłaś... - z humorem, ale jednak odpowiada Łobuz. 

Może nie nigdy, ale może za mało. I choć to oczywiste, bo "przecież widać", to jednak wszyscy potrzebujemy to słyszeć. Oczywiście samo słyszenie nie wystarczy. Bez uczynków jest martwe, jak niepodparta działaniem wiara. Ale nawet, gdy są uczynki, gdy widać, to jest w nas coś z dziecka. Chcesz usłyszeć: kocham cię. Chcesz to usłyszeć od drugiego człowieka i od Boga samego. Nawet, jeżeli wiesz, że On za ciebie umarł. Nawet, jeżeli to zdanie ciebie zawstydza. Chcesz zostać zawstydzony miłością, choć możesz się zapierać do końca życia, że to nieprawda.  

A Łobuz jest Łobuzem i tego nie da się ukryć. I tylko trudno Łobuza nie kochać. 
Ale żeby kochać wszystkich łobuzów, daleko więcej, niż tylko aktualnych siedem miliardów z kawałkiem, do tego trzeba być jednak Bogiem. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz