piątek, 9 grudnia 2011

kij z kijem z marchewką


Tak jest różnie - raz poprzecznie, raz podłużnie... 

Mnóstwo wrażeń. Że czas  z roku na rok wymyka się spod coraz bardziej niedołężnej kontroli. Że szybciej, więcej. "Święta, święta i po studiach"... Może się starzeję, jak całe to "nawkolysznie seredowyszcze"... Zaakceptowałam, choć wciąż za młoda jestem, by  stwierdzić, że "lubię to". A jak będę stara, to nie stwierdzę na pewno. Tak przypuszczam. 

Tłukę się ostatnio niebieskim transportem. Abso-nie-smerfnie. Nie chcę  narzekać, ale irytujące jest ciągłe spóźnianie się kolejnych egzemplarzy Solarisów i innych. Jak już taki dopełznie do przystanku, to napada go rzesza oczekujących z pór co najmniej kilku, w skutek czego na trzecim przystanku rozpływamy się wszyscy w śledziowej atmosferze. Tylko zalewy brak... 

I tak bardzo dużo starych ludzi! Zauważam ich więcej, niż dotąd. Taka okolica być może. Patrzę na nich, czasem słucham, a zdarza się, że i słowo zamienię. Polubiłam staruszków ostatnio. Naprawdę. Bo to, jaki jest człowiek, to nie kwestia wieku. Raczej kultury, charakteru, wychowania, doświadczeń i warunków życia szeroko rozumianych. Starzy ludzie mają "swój świat", którego, o ile miałabym już w niego wdeptywać, naprawdę się boję, ale który - gdy go obserwuję - jest na swój sposób uroczy. Nie - nie są urocze niedołężność, problemy ze zdrowiem i brak pieniędzy na leki. Ale - nie wiem, czy ktoś z Was to zauważył - oni uśmiechają się inaczej. Lubię patrzeć ludziom w oczy. Starym też. W takich oczach jest wszystko to, czego opisać się nie da. Trzeba tam po prostu zajrzeć. 

Po niedzieli jest sobota. Tak mija tydzień - krótki niczym dźwięk migawki. I tak łatwo zapomnieć i mechanizmem się stać. I bywa, że mechanizm się rozsypie. Na drobne. Gruchnie z impetem, jak to szkiełko zegarkowe dwa tygodnie temu. Może trzy. Szkiełko zebrać łatwo - zawsze można pożyczyć odkurzacz od sąsiadki. Mechanizm w rozsypce bywa nie tylko uwierający, ale i przykry i wcale nie taki prosty do pozbierania. Do czasu, gdy Ktoś znów nie przywróci ziemi pod nogami - tej, po której można biec bezkarnie. Ze śmiechem znów.

Doświadczam tego samego, co zawsze i tylu innych, nowych jakości. I chyba przestaję być osłem goniącym za marchewką, bo nie widzę marchewki, co daje mi wolność i możliwość skupienia się na swej oślej naturze. Marchewki omamiają. Kij z kijem z marchewką.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz