piątek, 10 sierpnia 2012

muzyczna akupunktura i późno już

Bo to jest tak: kiedy masz robotę, w której niezbędnym partnerem jest nie tylko komputer, ale i internet, to taka robota ulega podziurkowaniu przez czterdzieści osiem wejść na nie najistotniejsze w danym momencie  strony internetowe, albo przynajmniej na jedną. I tak oto odświeżyłam się muzyczno-artystycznie, a tłumaczenie leży w polu. No, może czołga się po nim. Moja polszczyzna ulega w tym okopie totalnemu oszołomieniu i tak np zamiast słowa "szpital" w myślach zjawia się "szpitalnia"... Życiowo za to odżywam, między innymi dzięki muzycznej akupunkturze, choć gdybym miała określić ją wyłącznym powodem tego, że z dnia na dzień przestaje mi się nie chcieć rozmawiać,  musiałabym tutaj nałgać. Właściwie wszystko odbywa się ogromnie przyziemnie, nie do zniesienia zwyczajnie, bez odlotów i zachwytów, kiedy próbujesz znów stanąć na swoje baczność, które wygląda jak spocznij innych.

Trzeba stanowczo oddzielać pracę od odpoczynku, tak, by wiadomo było, co jest kiedy. Bywa, że ani nie pracujesz, ani nie odpoczywasz i tak naprawdę to wtedy masz najbardziej na świecie dość, choć stan taki może być zarówno skutkiem, jak i przyczyną samopoczucia na skraju.

Coś człowieka pcha do przodu. Może nie coś, a Ktoś raczej. Nie umiem ostatnio zebrać myśli do przysłowiowej kupy, choć przeganiają się nawzajem jak banda dzieciaków po podwórku. Przychodzi moment, kiedy nie masz czasu myśleć. W pewnym sensie, rzecz jasna. Gdyby tak dało się na chwilę powyłączać kilka równolegle płynących procesów myślowych, by móc swobodnie oddać się jednemu. 

Od jakiegoś czasu nie umiem naprawdę odpocząć, żeby móc naprawdę wziąć się do roboty. Chyba tak się sprawy mają. 

PS - A głowa może pobolewać z niewyspania.

 


I tak strasznie późno już.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz