środa, 9 kwietnia 2014

Niepojęte!

Pewna sześciolatka (Z.) wychwyciła z rozmowy wzmiankę o Wielkim Piątku i męce Pana Jezusa. 
Z.: Ale jak to męka Pana Jezusa? 
Padła więc jakaś ogólna odpowiedź. Po chwili, kiedy już Z. przypomniała sobie, o co chodzi i że  "Bóg nas kocha", pomyślała chyba, że Pan Jezus umiera za ludzi każdego roku, bo stwierdziła, że "teraz powinien umrzeć ktoś nie z ich rodziny". Należało więc wyjaśnić, że Jezus nie umiera co roku, ale że umarł za nas jeden raz. Z. wysłuchała odpowiedzi i skwitowała krótko czymś w rodzaju: "No, na szczęście".


Uśmiechnęłam się pod nosem słuchając rozważań Z., która po raz kolejny chwyciła mnie za serce swoimi przemyśleniami i poczuciem sprawiedliwości. Uśmiechnęłam się nie raz, bo wspomnienie tego dialogu wróciło jeszcze wieczorem. W dalszej kolejności pomyślałam natomiast, że faktycznie - to, czego podjął się Chrystus, sprawiedliwym nie jest, a przynajmniej nie w ramach ludzkiego wyobrażenia na temat sprawiedliwości. Gdyby Bóg chciał być wobec człowieka drobiazgowy, gdyby pragnął go bezwzględnie rozliczyć, to by to zrobił. Tymczasem stała się rzecz bardzo dziwna - precedens przez wielkie "P". Bóg, nazwijmy to umownie - "stwierdza", że nie da się inaczej, niż oddać całego Siebie, w dodatku oddać w sposób bardzo ekstremalny, w ręce tego, którego Sam stworzył i który sam się od Niego odwrócił. To trochę taki szalony gest pt.: "masz, tak cię kocham, że możesz zrobić ze Mną, co zechcesz"... Jakby się nad tym choć przez chwilę zastanowić, można nabawić się dreszczy. Ktoś, Kto ma wszystko, niczego poza Sobą nie potrzebuje do szczęścia, najpierw mnie stwarza, daje życie, wolność i możliwość tworzenia, a potem, albo raczej od razu, w momencie stworzenia, daje też Siebie, żeby mnie było dobrze i żebym mógł dzielić Jego szczęście. Ja, który niczego nie mogę w Nim ubogacić, niczego nie mogę Mu dodać, nie mogę uczynić Go ani bardziej szczęśliwym, ani lepszym, ani w jakikolwiek sposób podnieść jakości Jego Istnienia, zostaję "wciągnięty" w tę Pełnię, która za sprawą mojej kulawej obecności wcale nie stanie się bardziej pełna... Niepojęta Trójco!

Już prawie za tydzień Wielki Piątek. Do śmierci Chrystusa, tak, jak i do Jego Zmartwychwstania i w ogóle do Niego Samego można podejść albo całkiem poważnie i całkiem na serio, albo w sposób teatralny, albo wcale. I chyba najgorszy jest ten pomiędzy na serio i wcale. Święta nie są dobrym przedstawieniem, tak samo, jak nie jest nim żadna Eucharystia. Wierzysz, albo nie wierzysz. Możesz jeszcze wątpić, lub też się zastanawiać, poszukiwać, ale nie wolno ci pozostać bezmyślnym. Bezmyślność zabija w człowieku coś bardzo ważnego i równocześnie bardzo subtelnego, jakąś szczególną wrażliwość ukierunkowaną na Tego, Który Jest. Jest bliżej mnie, niż ja sam - jak to ujął św. Augustyn.

Czym się Panu odpłacę, za wszystko, co mi wyświadczył?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz