wtorek, 29 marca 2016

zmartwychpowstanie

Jakoś tak jakby... Zmartwychpowstanie. Jego tak. A moje jak? Gdy wracają poświąteczne konieczności, niechciane czynności, które powziąć należy, cała ta rzeczywistość, przed którą zapierasz się w ziemi nogami po kolana, a którą wiesz, że musisz. Że tak trzeba. Przynajmniej teraz. Od tymczasu do tymczasu. Choć się nie uśmiecha ci i myślisz czasem, że z martwych powstać - tak, owszem, ale z przeskoczeniem etapu grobu. Z ominięciem, niewchodzeniem, niezaglądaniem do środka, nawet bez małego "a kuku, jest tam kto"? Grób zasypano, był-nie ma, czyli nigdy nie było, obrus na stół, kwiatki w wazonie, siedzisz i patrzysz i ładnie, ojej, ale wcale nieładnie, bo grób jest wciąż, tylko przed tobą, czy może raczej wszędzie, może nie chcesz wejść tam, gdzie już siedzisz... I modlisz się za nieboszczyków, że Ty, który życie przywracasz umarłym i wyprowadziłeś Adama z otchłani... a może ci zmarli bardziej są żywi od ciebie? Kto wie, kto wie. Już cuchnie może. O, Chryste, Panie, nawet Ty nie ominąłeś grobu, wypełniłeś go na chwilę, na moment i opuściłeś, by żyć. 


Oto otwórz groby i wydobądź z grobów, daj poznać, że Ty Jesteś Pan, gdy z grobu wydobędziesz. I udziel swego ducha, abyśmy ożyli.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz