niedziela, 22 sierpnia 2010

tam, de lito

Poznać języki wszystkich tych krajów, do których chce się pojechać. Słuchać i mówić po rosyjsku, białorusku, rumuńsku, węgiersku, gruzińsku... Przekraczać granice. Nie tylko te, które wpływowi tego świata wyrysowali na mapach. Przechodzić przez linię, która oddziela człowieka od człowieka. Wchodząc na terytorium innego kraju widzisz odmienną kolejność liter, niż w słowach swojego, wyssanego z mlekiem matki, języka. Czasem patrzysz na zupełnie inny alfabet. Słuchasz rozmów, których nie rozumiesz. Wyostrzasz wzrok, stajesz się uważnym obserwatorem. Jeżeli potrafisz powiedzieć "dziękuję", "dzień dobry", "wszystko w porządku", jeżeli umiesz odpowiedzieć na pytanie przechodnia, choć jego język nie jest naturalną częścią twojego organizmu, nagle zauważasz, że pomiędzy ludźmi może funkcjonować obszerna przestrzeń, zupełnie pozbawiona barierek i płotków. Z biernego obserwatora zamieniasz się w zaangażowanego uczestnika. Słuchasz, odpowiadasz, patrzysz w oczy i widzisz, że potrafią być tak samo radosne i smutne, jak twoje. Widzisz w nich podobne pragnienia. Zaczynasz rozumieć, że odmienna kultura, język, czy religia, mogą stanowić części tej samej układanki. Wystarczy je tylko odpowiednio poskładać, a powstanie jedna całość, jeden obrazek. Myślę, że podziały są tworem takiej, a nie innej polityki, która tym silniejsza, im większa wrogość i nieufność między ludźmi. Oczywiście - utopii nie ma. Ludzie krzywdzą, wyrządzają zło i patrzą z pogardą. Tylko dlaczego tak często utożsamiamy wszystko co złe, z konkretną grupą społeczną, czy narodem? Jesteśmy tymi samymi ludźmi, choć mówimy inaczej, czytamy inne tłumaczenia tych samych książek, chodzimy do różnych świątyń, albo nie chodzimy do nich wcale. Ale człowiek to człowiek i nie ma znaczenia, czy urodził się na Madagaskarze, w Meksyku, Rzymie, Belgradzie, Odessie, Lublinie, Petersburgu. Uwielbiam spotykać ludzi otwartych i szczerych, uśmiechających się szczerze i szczerze marszczących czoło ze złości, kiedy naprawdę jest taka potrzeba.
I kiedy ruszasz dalej, przez całą drogę płynie za tobą ciche "szczaslywo"! I niesiesz czyjś uśmiech ze sobą, by wymienić go u następnego człowieka. Mimowolnie zarażasz życzliwością, którą dostałeś, nie do końca rozumiejąc dlaczego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz