sobota, 7 lipca 2012

duże i małe

Niekonstruktywna sobota nie zawsze jest błędem. Po prostu się wydarza raz na jakiś czas i chyba trzeba dać jej do tego prawo. I tak wszystko najlepiej robi się wieczorem, a właściwie nocą - rozmawia, myśli, odpoczywa, uspokaja, a czasem i sprząta. 

* * *

Dzięki innym widzisz, jaki nie jesteś. I to jest fajne. Kiedyś strasznie wkurzało mnie, że ktoś może myśleć inaczej. A przecież to ja mam rację. Coraz częściej widzę, że nie chcę mieć racji - chcę myśleć samodzielnie i mieć pełne pokoju przekonanie, że tak jest dobrze. I że właściwie nie potrzebuję siać w innych swych poglądów. Choćby dlatego, że nie jestem mędrcem, który może kogoś pouczać. Że raczej sama ciągle szukam i że to szukanie wcale nie jest złe. Jest to swego rodzaju frajda. No, może nie zawsze, ale coś ekscytującego w tym jest. Szczególnie, gdy widzisz, że odkopałeś kolejny kawałek układanki. 

Lubię (chyba od niedawana) otwierać się na innych. Jednocześnie wciąż się tego uczę i myślę, że takiej nauki nigdy za wiele. Czasem się wydaje, że  każdy z grubsza jest taki sam - też mi filozofia zrozumieć człowieka. Tere-fere. Nieprawda. Każdy człowiek to człowiek - niewątpliwie, ale to równocześnie tak niepowtarzalny świat, sposób rozumowania, odczuwania i patrzenia na rzeczywistość, że nie łudź się, że pojmiesz drugą osobę w stu procentach. To ci się nigdy nie uda, choćbyś był jej maksymalnie bliski i oddany. 

I to też jest ciekawe. Bo to tak, jakby po świecie poruszało się równocześnie kilka miliardów oddzielnych Kosmosów. I wcale nie przesadzam. 

Wiem, że tak naprawdę nie wiem nic - to w sumie słuszne podejście. Czasem wydaje mi się, że to wszystko, czym człowiek żyje - wydarzenia, praca, sukcesy, podróże, pasje - jest szalenie ważne, ale równocześnie śmiesznie małe. Śmiesznie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Że chcemy być super ważni (i w sumie jesteśmy), ale ta nasza ważność wciąż pachnie dziecięcymi marzeniami i przypomina chodzenie w za dużych butach na obcasach. Że wciąż jesteśmy jak dzieci, które cytując poważne frazy zasłyszane u dorosłych budzą zdumienie i życzliwy uśmiech. 

Dlatego lubię nie być poważna. Oczywiście nie w znaczeniu uwielbiania infantylności, czy dążenia do naiwności. Lubię nie być poważna, bo nie da się żyć całkiem na serio. Sama bym nigdy na to nie wpadła, ale dzięki Bogu nauczyli mnie tego inni. 

* * *

Życie jest absurdalne - podobno tym stwierdzeniem wywołałam ostatnio grymas na twarzy przechodzącej obok siostry zakonnej. (Podobno, gdyż to nie moja obserwacja). Oczywiście można się z tym nie zgodzić. Niemniej ja oddycham absurdem, którego nie rozumiem, więc się z niego śmieję. Jeżeli absurd kojarzy się tylko z czymś złym, to chyba nie mnie. Umiarkowana i pływająca na powierzchni dawka absurdu jest mi do życia potrzebna, jak powietrze (to już uzależnienie). Najważniejsze, by pamiętać, że głębiej jest inaczej, nawet jeśli w chwili obecnej tego nie widać. 

* * *

Nic nie rozumiem, ale nie jestem pewna, czy zawsze rozumienie to podstawa. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz