środa, 4 lipca 2012

o swobodzie wydarzania się :)


Podmiot zaobserwował głęboką  niezdolność opisywania świata na nowo. Taka impotencja twórcza...
Niemniej kilka faktów odnotować należy!
Otóż:
 Jak dobrze, że czasem można się zachowywać idiotycznie i głupio i nawet trochę niekulturalnie i sadzić dowcipy lekko niestosowne. Nie błyszczeć kurtuazją, nie przebierać w słowach, śmiać się głośno i bez sensu nad talerzem pełnym pysznego obiadu, przygotowanego uprzednio wspólnie. Nie odcedzać ripost, zbijać się z siebie i z innych (ludzie są cholernie śmieszni - nic co ludzkie nie jest mi obce). Gadać głupoty, mądrze tylko od czasu do czasu - przy kawie. Nie krępować się mówić o rzeczach, o których na pewno nie mówiłoby się na Obiadach Czwartkowych (o ile ktokolwiek zdecydowałby się tam wpuścić). Pierniczyć konwenanse. Być na chwilę takim sobą, któremu też trzeba dać pięć minut na zaistnienie, na energiczne wydarzenie się. 

Jak dobrze, że są tacy ludzie (takie Jednostki rzekłabym), przy których może Ci odwalać na całego i co z tego? 

Swoboda wydarzania się bez krawatu i kołnierzyka. Bez bufonady i patosu. Bez udawania czegokolwiek. Jest smutno, to jest smutno. Jest strasznie śmiesznie, choć nie do końca wiadomo czemu, to cieszmy się tym!

Życie nie może być zbyt poważne. Często myślę, że człowiek, który do wszystkiego podchodzi ze śmiertelną powagą, nie potrafi czasem czegoś wyśmiać, lekko i z rozsądkiem, ale jednak wykpić - ma strasznie trudny żywot. Patrzysz na nieszczęśnika, a ten ma minę jak srający kot (tak bardzo się stara, by wszystko było dopracowane) i jest nieszczęśliwy, bo brak mu marginesu, na którym mógłby pośmiać się z siebie i nabrać dystansu. Wbrew temu, jak ta fraza brzmi - bardzo smutno jest mieć minę jak srający kot. 

A na koniec cytat z serii "srebrne usta  w moim życiu":

X. (do mnie, bez odpowiednio długiej refleksji poprzedzającej): Gdybym mu pisała wszystko, co Ty mówisz, pomyślałby, że jestem idiotką! ...

Poczułam się dowartościowana... ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz