poniedziałek, 30 grudnia 2013

"na przedzie pycha podąża, z tańczącą latarnią"

W wieku 81 lat zmarł Wojciech Kilar. 

Wyjątkowo miałam okazję dowiedzieć się o tym z telewizji. Wyjątkowo, bo oglądam ją niezwykle rzadko. Obok informacji o śmierci, krótkim nakreśleniu twórczości oraz przytoczeniu kilku wypowiedzi innych sławnych osób, pokazano również urywki filmu dokumentalnego, który wieczorem miała wyemitować TVP. Niestety, całości nie było mi dane zobaczyć, bowiem w okolicach 19stej przebywałam już zupełnie z dala od odbiornika telewizyjnego, jednak bardzo miło oglądało i słuchało mi się tych kilku fragmentów, pokazanych w ramach zapowiedzi. Na jednym z nich rozpoznałam ukraiński, podkarpacki pociąg, chwilę później zaś pan Kilar wspominał Lwów i wyskakiwanie z tramwajów, które w jego przypadku omal nie zakończyło się nieszczęściem. "Fizyczna fujara" - tak, z uśmiechem i spostrzeżeniem, że dziwnie to brzmi, określił samego siebie i swój brak sportowych zdolności. 

Ale oprócz tej wypowiedzi, zapadła mi w pamięci jeszcze jedna, już całkowicie poważna: "Największym grzechem człowieka jest pycha". Tutaj, z ust pana Kilara padło również dopowiedzenie, że nie chodzi wyłącznie o pychę indywidualnego człowieka, że pychą grzeszą ustroje, ideologie - jak np. faszyzm, komunizm. Trudno się nie zgodzić. 

I tak słucham i myślę, że na faszyzmie i komunizmie się nie kończy. Pycha wkracza w bardzo różne sfery funkcjonowania człowieka i społeczeństwa i jeżeli wreszcie, niejednokrotnie dopiero po doświadczeniu jakiegoś ogromnego nieszczęścia, bólu i cierpienia, zostanie unicestwiona, pojawia się później, w innej, ale nie mniej dotkliwej odsłonie. (Odruchowo przypomina mi się fragment z ewangelii wg św. Mateusza - Mt 12, 43-45). 

Poza tym, że jest to pierwszy (nie bez powodu) grzech główny, na mój, "chłopski rozum", przejawem pychy jest każda sytuacja, w której myśli, mówi się i działa według zasady: ja jestem panem, ja wiem lepiej. Najlepiej. I właśnie - nie chodzi tu tylko o "ja, jako ja - osobiście". Pycha jest tam, gdzie człowiek, będący koroną stworzenia, zapomina, że choć jest koroną, to jednak nie Stwórcą i że ostatnie słowo nie powinno należeć do niego. 

Naukowcy, intelektualiści, lekarze, ktokolwiek - jeżeli mają wiedzę i umiejętności, to jednak nie posiadają ich sami z siebie. Wszystko jest darem, wszystko jest łaską - wybitny umysł, zdolność uczenia się i rozwijania, bystrość, spostrzegawczość. Wszystko. Bo żyjemy tylko dlatego, że życie zostało nam dane - nikt nie narodził się sam z siebie i nikt nie ucieknie od śmierci. I to nie człowiek jest panem i tym, który ustalił porządek. Zuchwalstwem jest więc ów porządek zaburzać i przeorganizowywać. Zuchwalstwem i pychą.

Co dziś jest pychą? Przykład z faszyzmem i komunizmem lubimy wszyscy, bo każdy, nauczony przez historię i przodków, już wie, że to jest złe i niesie cierpienie na ogromną skalę. Jesteśmy mądrzejsi o doświadczenia innych, ale gdybyśmy to my byli świadkami narodzin komunizmu - kto wie, może pokładalibyśmy w nim taką samą nadzieję, jak niejedni, zapaleni i gorliwi jego wyznawcy, którzy naprawdę chcieli dobrze i niejednokrotnie rozczarowali się własną naiwnością. 

Zdumiewa mnie współczesna chęć człowieka do decydowania o wszystkim. Tak, nauka, jakkolwiek w wielu kwestiach pomocna i błogosławiona, czasem wywraca ludziom w głowach i dając pozory wszechmocy, zwodzi daleko poza granice nie tylko przyzwoitości. Ludzie chcą decydować o tym, kto ma umierać, a kto żyć, choć to nie oni są rzeczywistym Panem życia i śmierci. Ludzie chcą nazywać dobro złem i zacofaniem, zło - dobrem i postępem. "Będziecie jako bogowie" - pokusa aktualna od zawsze.

Ostatnimi czasy dużo mówi się o gender, o związkach, a może nawet małżeństwach homoseksualnych, itd. Po pierwsze - nikogo nie oceniam i nie uważam, że należy potępić człowieka, bo ma takie, a nie inne skłonności. Nie należy go obrażać, ani upokarzać, oceniać, ani odrzucać. Ale - wybaczcie - nie można pochwalać tego, co dobre nie jest. Dobrem jest wariant: kobieta+mężczyzna=dzieci (innymi słowy matka+ojciec, nie jakiś rodzic jeden i rodzic dwa, nazywajmy wszystko po imieniu). Nie każdy musi tą matką, czy tym ojcem zostać, ale tylko taką relację można nazwać rodziną. I pamiętać trzeba - kobieta to kobieta, mężczyzna to mężczyzna i nie trzeba tutaj mieszać. Nie pojmuję wprost całego zamieszania i potrzeby tworzenia czegoś takiego jak "płeć kulturowa". Płeć to płeć - biologia. Mogę się bawić samochodzikami i uwielbiać wkręcać śrubki, ale nie potrzebuję do tego ideologii, bo to nie zmienia faktu, że jestem dziewczynką, będę kobietą, myślę jak kobieta i swoją emocjonalność również przeżywam na sposób kobiecy. I nie jest mi z tym źle. Nawet, jeżeli jestem  dziewczynką, która woli bawić się młotkiem i śrubokrętem, zamiast lalkami, to jednak nie czyni mnie to chłopcem i dorastam, stając się kobietą, nie mężczyzną. Czy można temu rozumowo zaprzeczyć?

Często gardzi się tradycyjnym spojrzeniem na rzeczywistość, tylko, czy zawsze to, co tradycyjne jest złe, czy naprawdę wszystko trzeba zmieniać? C. S. Lewis zauważył kiedyś, że istnieje coś takiego jak "snobizm chronologiczny - bezkrytyczne przyjmowanie czegokolwiek tylko dlatego, że jest współczesne". ("Rozważania o chrześcijaństwie"). Zauważył już wiele lat temu, ale mnóstwo ludzi nie widzi problemu do dziś. Szkoda. Tenże sam Lewis zaznaczył również: 
"Nasze przeznaczenie wydaje się polegać na czymś zupełnie innym - na stawaniu się tak małymi, jak to możliwe, na nabieraniu wonności, która nie jest naszą własną, lecz została nam użyczona, na przekształcaniu się w czyste zwierciadła, odbijające oblicze, które nie jest naszym. (...) Twierdzę jedynie, że najwyższe dobro dla stworzenia musi posiadać odpowiedni charakter - tj. musi być ono pochodne i odzwierciedlające. Innymi słowy, co podkreśla św. Augustyn ("O Państwie Bożym" 13, I), pycha nie tylko poprzedza upadek, lecz w samej rzeczy nim jest - jest upadkiem polegającym na przesunięciu uwagi stworzenia z tego co lepsze (Boga), na to co gorsze (na siebie)". (Op. cit., s. 18., podkreślenie moje).

Zdaję sobie sprawę, że wielu osobom wyda się to śmieszne, ale mnie jakoś nie bawi. Mnie - człowieka, któremu do pokory bardzo daleko, niestety. 

O św. Augustynie natomiast pewnie jeszcze kiedyś będzie, gdyż żyję ostatnio "Wyznaniami".  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz