wtorek, 24 maja 2016

104

Kiedyś chyba myślałem to i owo, choć wcale nie wiedziałem, że tak myślę. Że jesteś Wychowawczą Konkurencją, która dla mojego dobra odbiera mi to i tamto, albo oczekuje, aż złożę to i tamto na skwierczącym stosie wielkiej ofiary, dla mnie przymusowej (ale jakże będącej na miejscu!), a przez Ciebie pożądanej (choć z pewnością nieprzyjemnej). Bo przecież trzeba się wyrzec, żeby dostać, spełnić oczekiwanie, aby zasłużyć. Bez miejsca na miłość po prostu, z moim lękiem, Twoją władzą i nieuświadomionym wyobrażeniem kapryśnego Majestatu, który w sumie kocha, ale przede wszystkim sprawuje urząd. To trochę jak bycie zwierzaczkiem, który zostanie poklepany po główce, jeżeli przyniesie piłeczkę, poda łapkę, zamruczy i coś tam jeszcze. Jeśli jest miły i grzeczny. A jeśli nie? ... Nie będzie kosteczki, nagrody, czułości, ale dystans i nieco pochmurne oczekiwanie na pokorne spełnienie żądania przy następnej okazji. Tresura, ale oczywiście dla mojego dobra, więc jeśli się na nią nie godzę to sam sobie jestem winny. I Ty jak studnia bez dna, nienasycona kolejnymi ofiarami, bo zawsze jest ich za mało, albo są za słabe, bo zawsze czegoś nie umiem oddać i trochę próbuję Cię oszukać, podkładając wypchane barany i obawiając się, że kiedy się zorientujesz, to będziesz bardzo rozgniewany, a właściwie, to przecież już jesteś, bo i tak wszystko wiesz, więc wiesz także, że nie jestem szczery, choć ja już nie wiem, jak to jest ze mną naprawdę. 

Dziś myślę, że jeśli nawet zabierasz mi coś dla mojego dobra, ale widzisz, że to mnie dużo kosztuje, że mam się po prostu źle, nawet, jeżeli to "źle" jest wynikiem zawinionego, czy też nie zniewolenia, to Jesteś i kochasz z tym swoim boskim współczuciem, tak innym od człowieczego. I nie ma w Twoim spojrzeniu chłodnego oczekiwania, nie ma żadnej chorej satysfakcji, nie mówisz "a nie mówiłem?", nie milczysz zza biurka będącego przepaścią, za którą stoję ja - zmieszany petent. Kochasz miłością przedziwną, której tak bardzo pragnę i tak bardzo zaprzeczam z obawy i niewiary, że jej nie ma i że muszę wymyślać na nowo wszystko sam. 

Tylko, że teraz nie mam już pomysłów. I nie chcę ich mieć. Wypełnij mnie Sobą, a to wystarczy. Bo to ja jestem nienasycony, to ja jestem pusty i to nie ja wrzucam w Ciebie szczątki mojego marnego jestestwa, aby zrobić Tobie (jakże wątpliwą z resztą) przyjemność, ale to Ty musisz dać mi Siebie, abym nie umarł z pragnienia i z powodu mojej własnej znikomości. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz