czwartek, 19 maja 2016

Merton, bo...

Merton, bo z półprzypadku, a może i z braku chęci powrotu do domu, zahacza się o bibliotekę. I ta biblioteka i ten Merton także to jakiś rodzaj ucieczki od pustek i głodów, od bezsensownego wieczoru, od długich minut w tramwajach, autobusach i na przystankach, przeznaczonych - nie daj Boże - na myślenie, bo coś przecież trzeba robić, kiedy patrzy się za okno. Trafiony i skuteczny przycisk z serii "on/off", pomagający być jednak "off", kiedy tylko nie masz ochoty i słuchać, i patrzeć, i obserwować, i myśleć, i być w tym, w czym może powinieneś, a w każdym razie i tak jesteś. Merton, bo czyichś historii słucha się lepiej, niż własnych. Merton zaskakująco prosty, pokorny i szczery. 

Im bardziej staramy się uniknąć cierpienia, tym więcej cierpimy - jest to prawda, której wielu ludzi nie potrafi pojąć lub pojmuje ją dopiero za późno. Bo wtedy małe i nic nie znaczące sprawy zaczynają cię dręczyć proporcjonalnie do twego lęku przed cierpieniem. Ten, który najbardziej wysila się, by uniknąć cierpienia, staje się w końcu tym, który najwięcej cierpi - a jego cierpienia pochodzą z rzeczy tak małych, tak pospolitych, że nikt nie może im przyznać obiektywnego charakteru. To jego własna egzystencja, jego własna istota, są zarazem i podmiotem, i źródłem jego cierpienia - własne istnienie i własna świadomość są jego najsroższą torturą. To jest jeszcze jedno z tych wielkich wypaczeń, przez które szatan używa naszych filozofii do przewracania na wywrót całej naszej natury i wydzierania nam wszystkich zdolności do dobra, obracając je przeciw nam samym. 
Thomas Merton, Siedmiopiętrowa góra, fragment.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz