czwartek, 26 maja 2016

W chwilach wdzięczności uśmiecham się pod nosem... 

Za siebie, za Ciebie, za życie, za człowieka tak bardzo prawdziwego i konkretnego, za jakieś dobro, którego się nie spodziewałem. Za maj i czerwiec i za wszystkie noce, które trwają niespełna cztery godziny. Za tęsknienie, które boli, za tęsknienie, które ocala. Za to, że jeszcze się budzę. Za to, czego teraz nie widzę, a co się właśnie staje. Za każdy raz, kiedy próbuję. Za wszystkie powstawania, za każde Podniesienie. Za wiarę patchworkową i że mnie całkiem nie opuściła. Za nadzieję, którą mam i tę, którą Ty musiałeś wziąć na przechowanie. Za wolność, której pragnę. Za miłość, której się boję, że nie ma... Za prawdę, która mimo wszystko jest. Za trwałość i pewność, którą ja nie jestem. Za marność, która Ci nie przeszkadza w tym, by ją przyjąć. Za ludzi tak nieestetycznych, ale tak pięknych. Za marzenia, które wyciągasz z popiołu. Za to, że nie jest Ci obojętne, gdy mnie już wszystko jedno. Za to, że chociaż wątpię, to Jesteś, choć gubię czujność - trwasz. 

Idę ulicą. Po kwiatach pod stopami poznaję, że byłeś tutaj niedawno.
Jak pusto, Boże, jak pusto...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz