wtorek, 1 maja 2012

cause I no longer know


Życie jest muzyką. Tekstem. I obrazem. Jak potrzebuję się wyżyć, to śpiewam w mieszkaniu (ciekawe, do którego piętra mnie niesie?)... Gdy nagromadzi się we mnie nadmiar słów, daję im możliwość wypełznięcia to tu, to tam (póki co nie robię napisów na murach). Prócz tego jestem nosicielem różnorakich obrazów, które dają o sobie znać w rozmaitych, czasem zaskakujących momentach.

I tak pełznę - z dnia na dzień, nie wiedząc skąd, ani też dokąd. Żyję wtorkiem, albo gdy trzeba - sobotą, środą, poniedziałkiem. Większe miary czasu przerosły mnie już dawno, a może wprost przeciwnie, gdyż nie mieszczę się w nich, wystaję nogami, jak z przykrótkiego łóżka. Cieszy mnie lipiec w kwietniu, słońce od świtu po zmierzch i temperatury bardzo dodatnie. I indywidualne sytuacje, poszczególni ludzie. Egzystowanie nieco się poszatkowało i nie mogę od dłuższego czasu znaleźć wspólnego mianownika dla wszystkiego, co składa się na tutaj, teraz, dzisiaj, jutro, wczoraj, i w ogóle kiedykolwiek i gdziekolwiek. To trochę tak, jakby patrzeć na duży zbiór elementów, które niepojętym zupełnie trafem znalazły się w jednym worku.

Gdyby nie wiosna, byłoby bardzo trudno. 


A bez nie z tej ziemi jest. To jakbyś dostał fragment lepszego świata we własne ręce. Ku uciesze.

I na dobry wieczór. Żeby był i element dźwiękowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz