piątek, 15 kwietnia 2011

bojoki i radość życia



Jak rzekł pewnego sobotniego południa pewien mądry człowiek: Bojoki są po to, żeby je przełamywać!

Niewiarygodne jak to dużo czasu - dziewięć niewinnych dni. . .

Doły. Dołki. Dołeczki. Pożądane na polu golfowym i w policzkach, ale nie w życiu. A jednak, niczym króliki, wpadamy z dziury do dziury, zapominając po pewnym czasie, że potrafimy skakać. I bywa, że trzeba podłożyć nam pod zadek dynamit, byśmy raczyli wyskoczyć, wylecieć w powietrze ...

A ja lubię wylatywać w powietrze. Jak dziś. Jak we wtorek. Jak w niedzielę. Stan dzikiej radości i wiary. BO MOŻNA !

Powiedz sobie cztery razy, że nie potrafisz, a uwierzysz w to kłamstwo i będziesz w przekonaniu takim żył. Szkoda życia. Serio.

Wszystko można, co nie można, byle z lekka i z ostrożna - mawiał inny ktoś, nie pamiętam, czy mądry. W pewnym sensie jednak jest to prawda - w takim, że człowiek nie jest dupowato ograniczony na wieki wieków. Owszem, miewa ograniczenia i słabości, ale z wieloma można wygrać. Pod warunkiem, że się nie założy, że nic nie warto robić.

I jeszcze jedna kwestia: samemu na froncie jest trudno i warto otworzyć się na przyjęcie posiłków.

A ja mam farta. Do ludzi i nie tylko. Podpisuję sojusz ze Stwórcą. Wciąż i wciąż. I oby nie przestać.

Duużo dobra! - mawiała pełna pozytywności pani poniekąd od muzyki. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz