piątek, 4 października 2013

filozofia małego rozumku

Tak to się sprawy mają - obserwuję. Ludzi i siebie (choć przecież nic, co ludzkie...). I lubię październik. Jadę przez miasto rowerem, omijam piątkowe korki, wracam i marznę, bo wieczory już jesienne pełną gębą. Rześkie. Co myślę? Dużo, choć bez przesady. Widzę ludzi-pasjonatów, ludzi-jakoś żyję i ludzi pogubionych. I czuję się jakoś pomiędzy kategoriami, a może we własnej, indywidualnej kategorii? Nie wiem. 

Staram się nie zapomnieć, nie przestać pamiętać, że nie wolno się rozzuchwalać, kiedy jest dobrze, ani zagrzebywać, kiedy źle. Że to nie jest stoicyzm i nieodczuwanie (wprost przeciwnie - odczuwa to się czasem do bólu). Że raczej świadomość, że jestem tylko i aż. Aż niepowtarzalny i niepowtarzalnie obdarzony Miłością. Tylko słaby i tylko kruchy. Tylko i aż zależny. I dziwnie mnie ta zależność nie upokarza. Raczej cieszy.

Są dobre zależności, choć cały świat się rozdziera, że wydrap swoje z cudzego gardła i nie daj sobie wmówić, że nie jesteś sam sterem, żeglarzem, okrętem...  

Więc patrzę. Przemilczam wiele rzeczy, bo nie umiem znaleźć słów i zebrać myśli, a poza tym często warto się zamknąć.

I podgryza mnie czasem ciekawość. Taka z dreszczami na plecach - to dokąd teraz? 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz