wtorek, 12 lipca 2011

od humoru do słowa


Jedynie tylko humor, ten wspaniały wynalazek wszystkich zahamowanych w swym powołaniu do rzeczy najwyższych, tych niemal tragicznych, najbardziej uzdolnionych nieszczęśników, jedynie humor (być może najciekawsze i najgenialniejsze osiągnięcie ludzkości) spełnia tę niemożliwość, ogarnia i scala promieniami swych pryzmatów wszystkie dziedziny człowieczeństwa. Żyć w świecie, jak gdyby to nie był świat, szanować prawo a przecież stać ponad nim, posiadać "jakoby się nie posiadało", rezygnować, jak gdyby rezygnacji w ogóle nie było - wszystkie te ulubione i często formułowane postulaty wielkiej mądrości życiowej jedynie humor zdolny jest urzeczywistnić.

Hermann Hesse, Traktat o wilku stepowym


Po raz kolejny stwierdzam: lubię Hesse'a. Po raz kolejny staram się myśleć konstruktywnie, chcąc chyba nie myśleć wcale. Lipiec w pełni. Kilka dobrych spotkań dobrą odskocznią. Niedzielny wieczór mile spędzony, niektórzy wiedzą jak i gdzie.

Czasem czuję się jak piłeczka pingpongowa odbijana w tę i z powrotem, nigdzie niemogąca zagrzać miejsca, pobyć na chwilę spokojnie, bojąca się zastoju, zawiśnięcia w powietrzu, a bardziej jeszcze trwałego zatrzymania się na ziemi. Trwożnie śmiem dostrzec w sobie człowieka postmodernistycznego, przynajmniej częściowo i mam wrażenie, że każda postmodernistyczna część jest czymś niepożądanym, a jednak jakoś tak trwale-nietrwale wpisanym w tę dziwną moją sylwetkę. Cha cha.

Literatura jest kołem ratunkowym, ucieczką i równocześnie wielkim ludzkim zagrożeniem. (O ile ktoś czyta w ogóle). Spośród wszystkich plugastw tego świata, jakie kiedykolwiek spisano i wciąż się spisuje niemalże wszędzie, marnując tusz, papier i robiąc ludziom wodę z mózgu, należy wybrać to, co naprawdę ma wartość. Czasem warto przeczytać coś, z czym się człowiek nie zgadza, żeby móc zobaczyć, dlaczego jestem na nie i kim jestem właściwie. Takie dochodzenie do siebie dzięki stanowczym przeciwnościom, konkretnej opozycji, byleby była ona godna uwagi, tudzież polemiki.

Wciąż i wciąż zaskakuje mnie to, jak wielkie wrażenie robią na mnie słowa - te czytane i słyszane. Dobra książka nie mniej oddziałuje, niż dobry film, a niejednokrotnie i bardziej może. Dlatego nie zawsze jest czas na czytanie wszystkiego, nie mówiąc już o tym, że nie wszystko powinno się czytać. Ciekawa jestem, czy ludzie wypisujący różne rzeczy (niekoniecznie mam na myśli napisy na murach w stylu: "kasuj władzę, nie bilety", choć może i temu powinno się uważnie przyjrzeć), mają świadomość odpowiedzialności za swoje słowa. Odpowiedzialności za to, że być może tym, czy innym stwierdzeniem zrobią komuś wodę z mózgu, albo że po prostu kogoś krzywdzą. Tyczy się to również - rzecz jasna - tego, co się mówi, niemniej zauważyć trzeba, że głupoty mówi się często w afekcie, ale kiedy coś się spisuje, to przecież nie jest już afekt - moment refleksji jest bowiem podwójny (pierwsza refleksja-myśl, druga refleksja - myśl na papier).

Słowa - najbardziej niematerialna, a wciąż ogromna siła człowieka. Budująca, albo destrukcyjna. Wybór należy do Ciebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz