czwartek, 14 lipca 2011

schody, sąsiedzi, chaosu ciąg dalszy

Rany rety tak się człowiek ma, jak ma się, nie inaczej. I chyba wyjadę w te góry, choćby na dzień. A gdy już o dzień idzie - wczorajszy spędzony od A do J z sąsiadami. Z przypadło w udziale już innym, bardzo drogim mi, jak sobie to właśnie uświadomiłam, ludziom. Rano pierwszy w życiu gość przyjmowany systemem przezokiennym. Zabawnie. Po południu dialogi na schodach i nadzwyczaj częste mijanie się z sąsiadem, co sam na głos raczył zauważyć z resztą. Napisać by można esej: schody jako nieodłączna część egzystencji osobnika z serii homo sapiens.I nie chodzi tu tylko o nieustanne drapanie się na czwarte piętro, jak trzeba, to i z rowerem, bo nań wróciłam. :) Z kaskiem, rzecz jasna. Dobrze tak jeździć sobie ulicami, zamiast gnieść się w komunikacji miejskiej, która z uwagi na wakacje rzadsza, ale i tak niejednokrotnie nazbyt przepełniona, nie mówiąc już o powietrzu, w którym można by zawiesić nie tylko siekierę, ale i cały warsztat.

Pierwszy raz piszę na czas. Niepierwszy raz trudno mi pozbierać myśli do przysłowiowej kupy, której nikt nie ruszy. O, Panie Boże, jak to dobrze, że Ty jeszcze tu Jesteś i że ogarniasz, bo ja - ten Twój homo sapiens (jak twierdzą niektórzy, choć nie wiem, czy mają rację - sapiens sapiens), niekoniecznie ogarniam wszystko to, co dla Ciebie jest zapewne jednym, maleńkim drobiażdżkiem.

No. To tyle. Wracam na upał. Dobrze było znów spotkać się z M i W. Dziękuję.

A na koniec ODA DO CHAOSU:

O, chaosie - idź precz!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz