poniedziałek, 1 kwietnia 2013

ślady na śniegu

Święta, święta i... co dalej? Po liku dniach całkowicie innych od wszystkich pozostałych dni w roku trzeba się wyspać i wskoczyć znów w trybiki. Z jednej strony wskoczyć, z drugiej wyskoczyć. Zejść na ziemię i zmienić ziemię, po której się stąpa. 

Święta mnie odświeżyły. Odświeżyły, ale i nie spowodowały odjechania w kosmiczną nierealność. Uśpiona na chwilę szorstka i kanciasta rzeczywistość wciąż leży pode mną, jak ziarnko grochu pod księżniczką (choć bliżej mi chyba do wilka, który zeżarł Czerwonego Kapturka, niż do księżniczki), a czas, który został mi ostatnio dany, nie spełnił roli tysiąca poduszek pomiędzy. Bo Święta nie są po to, by coś ugładzać, ani też, by stwarzać iluzje. 

Pada śnieg, pada śnieg, a życie toczy się dalej. A nadzieja to chyba każdorazowe otwieranie i zamykanie oczu z ufnością i z ufnością spoglądanie w Te Oczy, w których nieustannie trwam, w których wciąż się odbijam, nawet jeśli tylko plecami. Obecność człowieka jest częścią Obecności Boga. Niesłychane i nie do ogarnięcia. Ot, wspomniana nadzieja. Że jestem, że Jesteś. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz