sobota, 13 lutego 2010

a jak ambiwalencja, a jak agresja

Na moim podstawówkowym zeszycie do matematyki był rysunek pana Mleczki. Na nim dwa skorupiaste gady (nawet nie pamiętam, co robiły). Istotny jest podpis, który chyba podświadomie wlazł mi na miejsce dewizy życiowej: "Są takie chwile w życiu żółwia, że musi komuś dać w mordę". Nie wiem, jak to z żółwiami bywa, ale ja nie narzekam na brak powyżej opisanych momentów egzystestencjalnych. Co w tym jest, że czasem chciałoby się naprawdę komuś przyłożyć? Tylko nie bardzo jest komu, bo nikt na to nie zasłużył. Zawsze istnieje taka ewentualność, że ktoś jednak w łeb dostanie, a jakże. I tylko później strasznie się tego żałuje.

Są i takie chwile, kiedy chętnie wymieszałoby się piwo z winem (wszak humor skacze po tym w górę niczym - podobno - temperatura ciała po zjedzeniu surowych ziemniaków). Z drugiej strony wkrada się myśl, że już przecież dość się namieszało i więcej nie trzeba.

Ambiwalencja taka, że chyba ją rozszarpię.

2 komentarze:

  1. możesz mi przyłożyć. spokojnie. ja już nie mam czucia tak jak pan w cześć tereska. he.

    OdpowiedzUsuń
  2. nie chcę Ci przykładać, nie chcę nikomu tak naprawdę, choć ręka świerzbi. a cześć Tereska było straszne.

    OdpowiedzUsuń