poniedziałek, 23 maja 2011

and the moonlight overthrew you


Miasto ma zapach i smak. I puls - wyjścia, przyjścia, człowiek za i przed drzwiami, staruszek na ławce i zakochani z butelką wina w parku. Wdech, wydech. Charybda. Połknięcia. Przepadający ludzie między drżącymi od żaru murami.

Ponad dachami siąść można cicho. I patrzeć. I blisko w górę, a panorama małą zaledwie książeczką z obrazkami. Buddysta na trawie zajęty sobą. Jak wszyscy, a może i nie...

Miejskie ulice ciepłe od kroków, chłoną stopy niczym mokry piasek. Tu żył pan -Ski, tamtędy chodziło państwo Xyz. A ja tu siedzę bezkarnie, nędznik nieświadomości i czegoś jeszcze. Trwoniacz czasu, marnotrawniś pieniędzy i słońca.

Miasto człowieka podgląda. Najchętniej wszystkich tutejszych. Co robią, o czym piszą, jak leżą - bezsenni z oczyma na księżycu. Człowiek myśli, że żyje w mieście, podczas gdy jest całkiem na odwrót - to miasto żyje w człowieku.

Zieleń jego cieszy oczy i coś w okolicach serca. Napełnić się można zapachem akacji.

A spróbuj tu zostać. Spróbuj zamieszkać. Nawiązać z miastem relację, nie bojąc się spojrzeń zza okna i ucha pod ścianą. I innych ludzi, trzymających się własnych spraw, jak gdyby były poręczą na śliskich schodach.

Kim jestem tutaj, a kim gdzie indziej ? Powietrze inne, a myśli ? ... Jakie to ma znaczenie, czy mam balkon, czy nie, gdy nic nie jest moje, a wszystko dla mnie. Podlewam kwiatki w czerwonej doniczce, lub jeżdżę rowerem pod strumieniami deszczu z konewek.

Bo miejsc na ziemi jest milion, a ludzi do plus Nieskończoności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz