poniedziałek, 2 maja 2011

święty to nie zasuszony wapniak !


Nieodparta chęć na moving zatrzymała się na etapie przemieszczeń sennych. Tak, cały Dzień Pański, dzień niedzielny, beatyfikacyjny i święty został przez podmiot przespany (pomijając przerwę na obiad i wieczorne wyjście na Eucharystię). Bo czasem się nie jest w formie.

Beatyfikacja została również przedrzemana (w imię zasady "niech Cię nawet sen nasz chwali"). Może to kwestia oziębłości, ale gdy posłyszałam termin beatyfikacji Jana Pawła, nie wzbudziło to we mnie dzikich emocji. Myślę, że trochę z powodu męczącej i niezachwycającej "papieżomanii", która od pewnego czasu zaistniała w mediach i społeczeństwie w ogóle. I tu miejsce na obszerną nieco dygresję: podmiotowe przebywanie w domu owocuje ostatnimi czasy odpoczynkiem, kontaktem z naturą w swojskiej formie, dobrym odżywianiem oraz obcowaniem z telewizją. Tydzień temu zaledwie natrafiłam w pewnym programie z udziałem młodzieży na pana Hołownię. Wczoraj patrzę i widzę kogoś białego (oczywiście dominikanin, tym razem Szanowny Pan Kłoczowski Andrzej Jan). Posłuchałam fragmentu i spodobało mi się to, co ów człowiek w białym mówił na temat półek "obładowanych papieżem" (czy jakoś tak), jak również pojęcie materializmu według któregoś z filozofów. Chętnie bym ów wątek filozoficzny rozwinęła, ale mam wrażenie, że nie godzi się wypowiadać na temat, o którym nie ma się pojęcia (bo co ja wiem o filozofii, gdy mam swoją, a z cudzych myśli pamiętam niewiele, choć wykłady z tej dziedziny, na które uczęszczałam były wspaniałe, jak i prowadzący je pan Joachim z resztą;) ). . . Poprzestanę więc na stwierdzeniu, że owa definicja mi się spodobała i że owszem - papież nasz stał się materiałem. Słusznie zauważył O. Kłoczowski, że kiedy Jan Paweł żył, radził sobie z tym, co się czyniło wokół jego osoby. Że mądrze się przez to zjawisko przebijał. Lecz cóż może teraz ten Święty (bo dla mnie jest Święty, choć oficjalnie "zaledwie" Błogosławiony), kiedy rzeczywistość, która go aktualnie pochłania, nie ma w sobie niczego z głupoty mediów, w ogóle niczego z głupoty. /To jest jeden z tych kuszących elementów Szczęśliwości Wiecznej - tam nie ma głupoty!... :)/
Wracając na ścieżkę rozważań - cóż może człowiek wobec głupoty, kiedy fizycznie już go tu nie ma? No zupełnie nic. Dla mnie Jan Paweł to człowiek niezwykły, świadek wiary, którego pamiętam, który żył "teraz", nie w średniowieczu, który urzekał swoją osobą, przybliżał do Boga (i zapewne nadal to czyni). Szkoda tylko, że uczyniono z niego materiał, gadżet na sprzedaż. Nie jego to jednak "zasługa". Dodam jeszcze, że niekoniecznie podoba mi się stawianie tysięcznego pomnika naszemu papieżowi. Pomnika w sensie kamiennego monumentu rzecz jasna. Żywy pomnik, jak np. wspieranie niezamożnej młodzieży w zdobywaniu wykształcenia - jak najbardziej tak ! Ale po co, po co - pytam - kolejny posąg ? Jemu chyba nie o to chodziło...

W każdym razie jest już oficjalnym Błogosławionym. Może informacja o terminie tejże uroczystości nie wzbudziła we mnie ogromnych emocji także dlatego, że jak dla mnie - to czysta formalność. On był święty już przedtem, jak są święci i inni, mało światu znani, którzy może nigdy nie doczekają się oficjalnego miejsca na ołtarzach. Ale czy dla Boga to coś zmienia? Nie sądzę. Owszem, zmiana jest dla nas. Jest oficjalny status. Nie mówię, że to niepotrzebne. Przeciwnie. Ważne, krzepiące, budujące i pokazujące, że można. Że świętość to nie przypadłość średniowiecza. I to jest fajne. Na pewnym blogu przeczytałam coś w stylu, że teraz nasza kolej na ołtarze. Cha! Kto tak dzisiaj myśli? Tak poważnie? Kto zdaje sobie sprawę z faktu, że święty to nie jakiś zasuszony wapniak, skamieniałość, nieżyciowe stworzenie nie wiadomo skąd? Tak nam się utarło, że święty jest nawoskowaną figurką z pobożnej procesji.
Srutututu, moi drodzy, tyle Wam powiem.

Tak więc cieszę się z beatyfikacji. Że święci to nie jakaś zamknięta na wieki wieków kasta. Może nawet trochę zazdroszczę innym tego Rzymu, choć dobrze wiem, że tłumy ostatnimi czasy nie wpływają na mnie kojąco, jak również, że obecna kondycja podmiotu nie nadaje się na dalekie vojaże.

Właściwie to chciałam dziś napisać o Biblii i jej przeze mnie nowym odkrywaniu po nocach, za przyczyną bezkonkurencyjnego Brandstaettera, ale teraz to już poczekam na kolejny post, ażeby do obecnego nie dorabiać cienia.

Dobrego maja! ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz