poniedziałek, 25 lutego 2013

"będę łyżką światła rozweselać to wszystko"*

Dzisiejsza sepia, którą zapewne częściowo zawdzięczam temu, co wisi nad miastem oraz brudnym, pozimowym oknom, ale przede wszystkim jednak słońcu, które zaczęło się wreszcie pokazywać na niebie, sprawiła mi dużą radość. Wreszcie zmienia się światło i pora roku, śpiewają ptaki i wydłużenie dnia nabiera kształtów i smaku prawdziwej przyjemności. Zaczyna się chcieć żyć, sprzątać i działać. Wprawdzie wciąż wszędzie jest brudno (po zimie tak jest zawsze) i wprawdzie wciąż nie ma gwarancji, że zima ustąpiła ostatecznie, ale każdy przebłysk życia daje realną nadzieję na to, że nie tylko dojdzie ono wreszcie do głosu, ale i wybrzmi pełną piersią. Że zaczerpniesz, weźmiesz głęboki oddech i dotkniesz tego, co zachwyca. (Wszystkie odwołania do oddechów i powietrza należy rozpatrywać w całkowitym oderwaniu od tego miasta). 

W życiu jest dokładnie tak samo - każda wygrana potyczka daje nadzieję na to, że będzie się udawało bardziej, częściej, lepiej, że zwycięstwo nie jest nieuchwytnym zlepkiem marzeń, pragnień i wątpliwości. Z czymkolwiek się walczy. (Oczywiście pomijając smog nad miastem).

Wpis ten miał być poświęcony czemuś zupełnie innemu, ale pomalkontencić jeszcze zdążymy. Tymczasem nie psujmy nastroju, nie załamujmy światła, nie dajmy odpłynąć sepii, która od szarości jest zdecydowanie cieplejsza i napawajmy się zarodkiem życia w życiu i nie interpretujmy ostatniego stwierdzenia nazbyt dosłownie, gdyż akurat nie o ciążę się tutaj rozchodzi. 

Wyczuwam nad sobą błogosławieństwo (proszę nie mylić z tzw. "stanem błogosławionym") i stąd jest mi dobrze, choć można by ów stan podważyć niejednym, konkretnym argumentem. Nie czas jednak na podważanie. Ważne jest to, co trwa. Teraz i tutaj, ponieważ już nie ma wczoraj i jeszcze nie ma jutra. 


*tytuł zaczerpnięty z piosenki SDMu: Koncert. 
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz