sobota, 16 lutego 2013

o wolności, braku słońca i dużym zwierzu

I pomyślałeś, że wielkie to szczęście, iż otaczają cię ludzie mądrzy. Bo nie każdy ma takiego farta w życiu.

Granice nocy przesuwają się to w jedną, to w drugą stronę, trudno odczuć różnicę, gdy ciągle wszystko jest tylko mniej, lub bardziej szare. Kiedyś nie znosiło się listopada - rozciągał się w czasie  bez cienia litości, za to sam był jednym wielkim cieniem, budził deszczem w środku nocy, albo po prostu w środku nocy, który to środek - jak się chwilę później okazywało - był ranem. Punkt widzenia zależy od punktu leżenia - dla mnie okolice piątej nigdy ranem nie będą, a już na pewno nie jesienią, albo zimą. Ostatnimi czasy listopad to dobry miesiąc, a słońca w nim zdecydowanie więcej, niż w lutym. (Co z marcem, to się dopiero okaże). Nic dziwnego, że śni się, że idziesz na plażę, grzać się w słońcu, zuchwale olewając wizytę w przychodni i równie zuchwale informując pielęgniarkę, że nie masz dziś ochoty na badania, więc nie będziesz ich robił. Tylko, że kiedy się budzisz, jest tak samo ciemno, jak było i niewielkie to pocieszenie, że za kilka godzin wzejdzie słońce, gdy zwrot ów oznacza jedynie kolejną z rzędu bladą szarość. To tak, jakbyś dostał kartkę papieru, czarną farbkę i pędzel i kazano by ci malować obrazek,  na pytający zaś wzrok, że jak to tak - cały czarny? - dostałbyś jeszcze jedną farbkę - białą, dzięki której uzyskałbyś możliwość zastosowania całej gamy szarości. Piękne, tylko nie kiedy pragniesz każdego ciepłego koloru i każdej świeżej zieleni - czegokolwiek, co odnosi się do życia. (I trudno się dziwić, że kiedyś słońce było dla człowieka bogiem).

Poza tym wiesz już,  że decyzja to najbardziej to, co należy do ciebie oraz że należy zarówno słuchać rad mądrych ludzi, jak i samemu rozstrzygać, co jest dla ciebie najkorzystniejsze. Niejednokrotnie trzeba też zdecydowanie odciąć się od wszelkich oczekiwań ze strony innych, nie tyle niemądrych, co po prostu nie będących Panem Bogiem (trudno mieć do nich o to pretensje) i nie znających wszystkich okoliczności. Bo rzecz nie w tym, by być zrozumiałym dla wszystkich naokoło, ale by samemu rozumieć to, co się robi - znać przyczyny i skutki, wiedzieć, dokąd zmierzam i po co. Reszta jest mało istotna. Liczy się cel, który wprawdzie środków nie uświęca - o tym też trzeba wiedzieć i pamiętać(!), ale pozwala na wybór innej drogi doń prowadzącej, innej niż ta, którą wybrał ktoś przede mną i ta, którą wybiera ktoś obok. Oto jest świętość wolności. Niepodważalna. Jeżeli Bóg dał ci rozum, to rób użytek z rozumu.   

Kolejny wniosek, nawet nie z dziś, ale jeszcze niezrealizowany, jest taki, że przy najbliższej okazji zorganizuję sobie coś zielonego - choćby bambusa, albo jakieś inne ziele. Niech mi cokolwiek przypomina o życiu, bo aura za oknem jest aluzją chyba tylko do spopielenia. Wiadomo, najfajniejsze żywe, niezielone, to pies, ale pies to także odpowiedzialne zobowiązanie i przywiązanie do miejsca, a ja nie mam teraz możliwości hodowania żadnego labradora, czy innego wielkiego zwierza (bardzo małych kundli nie uznaję, przepraszam). Duże zwierzę to dużo ciała. Można się nacieszyć.

I wniosek najpierwszy - bardzo mylnie utożsamia się każde nieszczęście własne z Panem Bogiem. Bardzo mylnie, bo dłuuugo tak miałam i wreszcie dotarło pod czaszkę, że to nie tak. Kto, jak kto, ale akurat On jest źródłem każdego dobra, nigdy zła i nigdy nie powoduje śmierci człowieka, zawsze daje życie. 

Patrz! Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście. Ja dziś nakazuję ci miłować Pana, Boga twego, i chodzić Jego drogami, pełniąc Jego polecenia, prawa i nakazy, abyś żył i mnożył się, a Pan, Bóg twój, będzie ci błogosławił w kraju, który idziesz posiąść.Ale jeśli swe serce odwrócisz, nie usłuchasz, zbłądzisz i będziesz oddawał pokłon obcym bogom, służąc im - oświadczam wam dzisiaj, że na pewno zginiecie, niedługo zabawicie na ziemi, którą idziecie posiąść, po przejściu Jordanu. Biorę dziś przeciwko wam na świadków niebo i ziemię, kładąc przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie więc życie, abyście żyli wy i wasze potomstwo, miłując Pana, Boga swego, słuchając Jego głosu, lgnąc do Niego; bo tu jest twoje życie i długie trwanie twego pobytu na ziemi, którą Pan poprzysiągł dać przodkom twoim: Abrahamowi, Izaakowi i Jakubowi.  /Pwt, 30, 15-20/

Ot, świętość wolności. Niepodważalna. I oczywiście można się nie zgodzić, ale to tylko kolejny dowód na wolność. I można usłyszeć zarzuty, ale ważne jest to, że wiesz dokąd zmierzasz i po co, nie to, czy rozumieją cię inni. Oni mają swoje rozumy. Każdy jeden.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz