środa, 27 lutego 2013

przebłyski

Noszę w sobie dwa, może trzy niezrobione zdjęcia. Nawet niezupełnie zdjęcia, raczej plamy i kolory, kształty i fakturę, urywki rzeczywistości i urywek człowieka - wszystko nieobjęte żadnym, a tym bardziej już profesjonalnym kadrem, ale jednak wiszące w oczekiwaniu, jak koszule gotowe do ubrania. 

Niektórzy mają sport, ja chodzę po schodach, dając windzie odpocząć od moich ciężarów i grymasów do lustra. W wychodzeniu do góry najfajniejsze jest to, że dopóki nie dotrzesz pod właściwe drzwi, możesz nie zapalać światła - jest prawie ciemno i to jest fajne. Nie oglądasz po drodze niczego, poza urywkami światła, wpadającymi przez niewielkie okna na klatce. Jest więc prawie całkiem ciemno i możesz sobie w tej ciemności wyobrażać cokolwiek i cokolwiek myśleć, bo nikt twoich myśli nie zaślepia. Możesz na przykład udawać, że jest już lato, albo zaawansowana wiosna i na zewnątrz wszystko tętni życiem.
W rzeczywistości jeszcze nie tętni, ale już się budzi, do moich zmysłów docierają coraz mocniejsze i dłuższe promienie słoneczne, co jest przyczyną radości, chęci (od)życia, wzięcia się za siebie i za życie, które nieco boleśnie wdepnęło w proces obumierania  podczas wydłużonej szarości zimy i pozimia. 
Najważniejsze, że jest już prawdziwe, słoneczne światło. Wprawdzie jeszcze trochę jak na lekarstwo, ale spodziewam się niebawem wyraźnego zwiększenia dawkowania. 

Czas jest taki, że nie obfituje w konkretną pracę, ale za to udaje mi się spotkać. Planowanie, nieplanowanie, czasem nawet z zaskoczenia. Wszystko to dobre jest, w relacji z drugim człowiekiem uświadamiasz sobie, kim naprawdę jesteś i konfrontujesz wszystkie prywatne niechcenia i niemożności ze światem zewnętrznym i tobie przyjaznym.

I gdybym miała powiedzieć, że wszystko jest dobrze, pięknie i wspaniale, to byłaby to chyba pewnego rodzaju egzaltacja. Ale jeżeli mam stwierdzić, że wszystko jest beznadziejne i przytłaczające, to to już byłoby kłamstwo dużego kalibru. 

Kiedy coś się sypie, dostaję coś dobrego z drugiej strony, jakby "w zamian", a może po prostu w odpowiedzi? 

Jestem bardzo wdzięczna Bogu za ludzi, z którymi mnie spotkał i wciąż spotyka i za coś jeszcze. Z dnia na dzień przekonuję się o tym, że "łaska" nie jest pojęciem abstrakcyjnym i nieuchwytnym. Uczę się słuchać i patrzeć i dociera do mnie, że to tak samo ważne jak "czytać i pisać". I ciągle strzelam kleksami, ale nie zaciskam już pióra z taką zawziętością, dzięki czemu ręka mniej boli. ;)


2 komentarze:

  1. ładnie. to ostatnie bardzo mi się podoba. chyba mamy trochę podobnie z tym piórem. ;-) i też się cieszę z tego słońca co takie nieśmiałe jeszcze.
    ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) no, pióra nie można ściskać, bo się psuje. A słońce dziś było już całkiem niczego sobie. Nareszcie, uff!
      pozdrawiam stąd.

      Usuń