wtorek, 26 lutego 2013

kto ma uszy...

Słowa są w pewnym sensie sieczką. Pociachane jak pietruszka, na drobno. Siedzę w gąszczu posiekanych słów, jak w pietruszce. Jedne wypowiedziane, inne usłyszane, pośrodku ja, jeszcze nie całkiem, ale jednak zasypana. Po wszystkim, co padnie z ust, jakkolwiek bardzo się staram o szczerość i prawdziwość, lekko jak piórko na całą tę stertę spada jedna prawda: łatwo jest mówić. I nie chodzi o to, że to tylko takie ot, paplanie, ale o to, że dużo wiesz, a tyle masz problemów z zamienieniem słowa w czyn. Albo, że tyle mówisz, ale wciąż boisz się powiedzieć jakiejś jednej, dwóch, może trzech rzeczy, bo nie do końca wiesz, jak to się robi. Doświadczony wygadaniec zobowiązany do uroczystego zamilknięcia. Trudno powiedzieć, czy to dobrze, czy źle. Myślę, że chyba nie zawsze da się to ocenić. Trudno jest nazywać, odkrywać sens i nadawać mu imię. Czasem jest trudno, nie zawsze. A przede wszystkim człowiekowi bardzo potrzeba ciszy. Więcej nawet: Ciszy - przez wielkie "C". Żeby usłyszeć. 

Pragnę nauczyć się słuchać. W rzeczywistości, w której żyję, słuchanie jest jak sport ekstremalny, jest dyscypliną zdecydowanie niepowszechną i niepopularną. A ja potrzebę taką mam - chcę słuchać, by móc usłyszeć. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz