poniedziałek, 24 maja 2010

bibamus

Łooooo. Dosyć już. Przesiąknęłam majową pogodą, albo nie wiem czym, ale stęchło mi powietrze, które mnie otacza, czemu kategorycznie mówię: koniec. Dosyć tego. Dosyć pisania o pogodzie, o tym, że się niewyspanym jest, czy nie w formie.

Tydzień się szykuje. Tydzień rewolucyjny. Ja i mój licencjat, którego nie znoszę, do którego serca nie mam. Nie pokocham go, ale zajmę się nim. Może miłość przyjdzie z czasem... a może nie.
W każdym razie dość biadolenia. Chciałabym tylko mieć siłę nie dosypiać, bo spostrzegłam z przestrachem, że lepiej radziłam sobie z tym w liceum.

Cóż... Dwudziesty czwarty - piękny dzień! Tego oto dnia dzwoni do mnie piękna i młoda Dwudziestolatka i oznajmia z nieposkromioną radością, że pije moje zdrowie. :) Pocieszne, kiedy samemu nie można za nie wznieść toastu.

Piwo i wino zawieszone do odwołania. Trzeźwiej narodzie! :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz