niedziela, 5 grudnia 2010

77 razy i o urokach życia

Sobotnie wieczory są trochę po to, żeby wrócić do domu. Autobus - miejsce drzemki i dezorientacji, bo zaśnięcie następuje jeszcze przed wyjechaniem z miasta, a przebudzenie zawsze w "niewiadomogdzie". Otwierasz oczy i widzisz obrośnięte śniegiem szyby. Ponowna drzemka jest już nieco bardziej czujna.

Mroźno. A mimo to pokusa sięgnięcia do plecaka, zdjęcia rękawiczek, wydobycia aparatu i przedłużenia drogi do domu - zwyciężyła. Pokusy mają to do siebie, że często zwyciężają. ("A życie jest jak makaron - nie możesz wciągnąć go od tyłu"...)

Widok bajeczny, pozbawiony zupełnie błotnego, miejskiego bałaganu. Uroki za...kątków świata. Zastanawiałam się, co szybciej odmarznie - aparat, czy ja. Na szczęście wygrała wytrzymałość przedmiotu (wytrzymałość materiału?), trochę jednak rozgrzewanego przez moje dłonie. Ponieważ nie doczekałam się odwzajemnienia emitowanego przeze mnie ciepła, palce osiągnęły postać sztywną.

Gorący barszcz - godna rekompensata wszystkich skutków ubocznych podróżowania w stronę rodzinnego ogniska.


Dom. Im rzadziej się w nim jest, tym bardziej się go docenia.

Po południu miałam okazję obejrzeć w TV bajkę, którą wałkowaliśmy niemiłosiernie w wieku kilkuletnim. Kaseta VHS (w owym czasie rarytas!) musiała być nieźle sfatygowana, zważywszy, że teksty z tej kolorowej historyjki znaliśmy na pamięć. Na pamięć też śmialiśmy się, bo wyprzedzając fabułę, doskonale wiedzieliśmy, co się za moment wydarzy. Dziś już cytowanych dawno temu haseł nie pamiętam, ale wynotowałam kilka, patrząc na bajkę z obecnej perspektywy: /cytaty są niedosłowne, ale przekaz niezmieniony/ "Mężczyzna robi tylko to, co musi"; "Pirata interesują pieniądze i urząd publiczny"; "Miła z niej dziewczyna, ale bystra, jak wyschnięta kałuża"...

:) :)

Od jutra nowy tydzień. Cały entuzjazm, jaki żywię względem tegoż, śmiało można zawrzeć w słowach: "a mogę ten czas przespać"?

No, tak to czasem jest z człowiekiem, że uciekłby gdzieś. Jedzie więc na chwilę do domu, żeby potem wracać do obowiązków. Bardziej z poczucia obowiązku, niż z chęci. Za oknem dzień w dzień prześlizgują się pociągi. Wsiadłabym chętnie w jeden z nich.

Zdaje mi się, że nie tylko przebaczać należy 77 razy. Kopać we własny tyłek i wyganiać się do tzw "życia" też.

Boże, daj mi siły. Oczywiście proszę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz