poniedziałek, 28 lutego 2011

konfrontacja.


Powiedziałabym, że jeszcze nie jest najgorzej. . .

Takie pokrętne zasady rządzą człowieczą egzystencją, że kiedy jedno się układać zaczyna, to drugie w międzyczasie z gracją się spieprzy. (Bo międzyczas to taka pojemna kategoria!) Trochę jak u czeskich "Sąsiadów", choć nie do końca, bo tam stopniowo spieprzało się wszystko, przy wdzięcznym udziale tytułowych bohaterów.

Filozofia - coś, czego już nie studiuję, od czego specjalistą żadnym nie jestem i co zgłębiam na tyle, na ile gdzieś obije się o mnie przypadkiem. Bo mam swoją. Że zło jest wszędzie i że trzeba być czujnym. Nie jest to bynajmniej kolejna odmiana polskiej manii prześladowczej, równie groźna jak zmutowany finezyjnie nowy wariant grypy. Po prostu tak jest. Gdy jest ci nazbyt dobrze - czujnym bądź, żeby się nie spieprzyło. Na tyle, na ile masz wpływ, rzecz jasna.

But on the other hand... Tak, tutaj nasuwa się gromkie "TRADITION" z ulubionego Skrzypka na dachu...
Ale nie. Nie o tradycji chcę. Zło jest złem i basta, ale paradoksalnie czasem może być w pewnym sensie pomocne. W jakim? Myślę, że może otrzeźwiać. Bo kto powiedział, że skoro jest, to trzeba mu się od razu poddać. Konfrontacja. Opozycja. Zauważam powoli, (trochę pod natchnieniem rozmów polsko-polskich na Litwie), że pewne doświadczenia pomagają człowiekowi dookreślić siebie samego, zobaczyć kim jest, a kim nie, albo przynajmniej kim nie chce być, choć może póki co nie do końca mu to bycie-niebycie wychodzi.

I tak jest, myślę, z tym wszystkim, co się mimowolnie spieprza, chrzani, ciągnie w dół. Że popatrzeć trzeba, przyjrzeć się i stanąć po drugiej stronie. Tak jakby za lustrem.

Łatwe gadanie, trudne wykonanie. Konieczne staranie.

I ładne słowo "tożsamość".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz