piątek, 27 sierpnia 2010

ilu zje ?

Świeży sok z pomarańczy dobry na wszystko - wszędzie, zawsze, bezwzględnie.

Patrzę na powyższy obrazek i myślę, jak często to, co widzimy nie odzwierciedla rzeczywistości. Pozory, którym tak łatwo dać się uwieść. Winne-niewinne kłamstewka, złudzenia, iluzje. Dobre, czy złe?
Ciekawe. A my za mało ciekawscy czasami, a pewni za bardzo, że wiemy już wszystko.

wtorek, 24 sierpnia 2010

chwała najsampierw Tobie

Lubię Ukrainę, bo... Tu można by ułożyć obszerną litanię, która z każdym moim byciem tam wydłużałaby się przynajmniej o kilka wezwań. Na pewno za przestrzeń zupełnie nieogarnioną, szerokie niebo, daleki horyzont, za złote banie cerkiewne, za jedenastowieczną Orantę, za długie pociągi wybijające nocą cichy rytm, za pachnące drewno starych cerkiewek, za dzieciaki wołające siebie nawzajem ze wschodnim zaśpiewem, za słońce rozkładające się co rano na fastowskim stole, pod którym nocami drzemał Sem, za babuszki o radosnych oczach, za roszeny w cenie 79 hrywien za kilogram, za sympatycznego pana lekarza, za życzliwych mi milicjantów z Winnicy, za lwowską ulicę Franka, za podwójną radość ukraińskiego Zmartwychwstania, za koszule z haftem, za sierpniowe popołudnia, za zakurzone wieczorne ulice, za ciche, ale wyraźne dobro, za człowieka - każdego, którego tam spotkałam, poznałam, zamieniłam słowo, spojrzałam w oczy. I z pewnością za Boga, który Jest w tym każdym człowieku. To tak wiele znaczy !
Jadę stąd tam i wracam stamtąd tutaj. I nigdy nie sama i zawsze szczęśliwie.

niedziela, 22 sierpnia 2010

tam, de lito

Poznać języki wszystkich tych krajów, do których chce się pojechać. Słuchać i mówić po rosyjsku, białorusku, rumuńsku, węgiersku, gruzińsku... Przekraczać granice. Nie tylko te, które wpływowi tego świata wyrysowali na mapach. Przechodzić przez linię, która oddziela człowieka od człowieka. Wchodząc na terytorium innego kraju widzisz odmienną kolejność liter, niż w słowach swojego, wyssanego z mlekiem matki, języka. Czasem patrzysz na zupełnie inny alfabet. Słuchasz rozmów, których nie rozumiesz. Wyostrzasz wzrok, stajesz się uważnym obserwatorem. Jeżeli potrafisz powiedzieć "dziękuję", "dzień dobry", "wszystko w porządku", jeżeli umiesz odpowiedzieć na pytanie przechodnia, choć jego język nie jest naturalną częścią twojego organizmu, nagle zauważasz, że pomiędzy ludźmi może funkcjonować obszerna przestrzeń, zupełnie pozbawiona barierek i płotków. Z biernego obserwatora zamieniasz się w zaangażowanego uczestnika. Słuchasz, odpowiadasz, patrzysz w oczy i widzisz, że potrafią być tak samo radosne i smutne, jak twoje. Widzisz w nich podobne pragnienia. Zaczynasz rozumieć, że odmienna kultura, język, czy religia, mogą stanowić części tej samej układanki. Wystarczy je tylko odpowiednio poskładać, a powstanie jedna całość, jeden obrazek. Myślę, że podziały są tworem takiej, a nie innej polityki, która tym silniejsza, im większa wrogość i nieufność między ludźmi. Oczywiście - utopii nie ma. Ludzie krzywdzą, wyrządzają zło i patrzą z pogardą. Tylko dlaczego tak często utożsamiamy wszystko co złe, z konkretną grupą społeczną, czy narodem? Jesteśmy tymi samymi ludźmi, choć mówimy inaczej, czytamy inne tłumaczenia tych samych książek, chodzimy do różnych świątyń, albo nie chodzimy do nich wcale. Ale człowiek to człowiek i nie ma znaczenia, czy urodził się na Madagaskarze, w Meksyku, Rzymie, Belgradzie, Odessie, Lublinie, Petersburgu. Uwielbiam spotykać ludzi otwartych i szczerych, uśmiechających się szczerze i szczerze marszczących czoło ze złości, kiedy naprawdę jest taka potrzeba.
I kiedy ruszasz dalej, przez całą drogę płynie za tobą ciche "szczaslywo"! I niesiesz czyjś uśmiech ze sobą, by wymienić go u następnego człowieka. Mimowolnie zarażasz życzliwością, którą dostałeś, nie do końca rozumiejąc dlaczego.

wtorek, 10 sierpnia 2010

cucumber time

Bynajmniej tym razem nie rozchodzi się o telewizję. Aby sezon wakacyjny nie był totalnie ogórkowym, należy gdzieś wyjechać. Choćby na pięć dni nawet. Gdzieś indziej -poza granice swojego codzinnego światka. Ma się nadzieję, że Ukraina się ziści, że znów będzie można wsiąść do pociągu (i to wcale nie byle jakiego!), że niespodziewanie plany nie wywrócą się na lewą stronę. Potrzeba ucieczki stąd na moment coraz wyraźniej daje o sobie znać. Jeszcze dni parę, jeszcze pracy trochę i oby znaleźć się można było w sąsiedztwie Karpat, koszul z haftami i drewnianych cerkwi. Uciec "plackartnym" na chwilę. Tchu złapać. Na następne ileś.

niedziela, 1 sierpnia 2010

o ciszy inaczej

I znów jest tak, że myśli rozbiegane, że bawią się w berka, jedna chwyta drugą, wokół krąży milion. Wciąż uciekają, znikają, by pojawić się znienacka. Chaotyczne cząsteczki, zderzające się, dzielące, mnożące, nazbyt ruchliwe, ruchliwe permanentnie. Pączkujące jak drożdże. Energia niespokojnych, spontanicznych myśli oddziałuje niewątpliwie na energię życiową, w tym, konkretnym przypadku, wprowadzając komórki w stan podwyższonej aktywności, niespokojnej i nieuporządkowanej, ale nie dołującej. Trybiki, mechanizmy człowieka - ciągle nieogarnione, nieposkromione, niepohamowane i każdy kręci się jakby w swoją stronę, przyprawiając podmiot ludzki o zawrót głowy. Czekam na chwilę, w której położę się na słońcu, beztrosko, w towarzystwie totalnego spokoju i wewnętrznej harmonii, kiedy każda z nadpobudliwych cząsteczek opanuje nieco swą gwałtowność i rozpłynąć się będę mogła radośnie, z uśmiechem i poczuciem, że to dobry stan.

I stąd ta drabina - statyczna, obrośnięta pajęczynami, wygrzana przez słońce.

Wszystko zmierza ku dobremu. Pan uczy prostaczka mądrości, a prostaczek jest Mu za to wdzięczny.