wtorek, 31 stycznia 2012

przystanki, czyli wciąż czekając na...


 Zakładając, że na zewnątrz jest np minus 15 stopni oraz biorąc pod uwagę temperaturę wewnętrzną, amplituda u mnie dziś przekracza stopni 50 o jakieś dwa z połową. Nie mogę być teraz chora. Bo... nie mam na to czasu. Czy człowiek nie jest śmieszny z tym swoim odwiecznym "nie mam czasu", "nie teraz"? Czy to nie zabawne, jak często używa się tego zwrotu i to nawet wtedy, gdy nikt nie pyta? Modnym jest być niesamowicie zajętym, stuprocentowo zaangażowanym, oddanym sprawie, poświęconym etc. Tere-fere. Życie z rozmachem i na wysokich obrotach jest ciekawe. A jeszcze ciekawsze przystanki pomiędzy. I odkrywanie, jak dużo i jak mało zależy ode mnie.

Człowiek ma słabości tysiąc. I nie do końca jest to złe.

Zauroczył mnie Gotye. Np ten.  Człowiek potrafi być uzależniający. Wytwór ludzkiej fantazji, talentu, pomysłowości i zdolności również. Marzy mi się płyta Making Mirrors i po prostu ją sobie kupię przy najbliższej, w miarę sensownej okazji. 

Wbrew małym, nazwijmy to "wykolejeniom", ostatnio coraz częściej cieszę się, że żyję. Chyba na tych przystankach. Tych nierzeczywistych, bez mrozu i spóźnionych środków transportu, w małych odstępach pomiędzy piątym, a szóstym. (Nie, nie przykazaniem;)). 

I życzliwość człowieka. Taka... normalna. Nie, bo wymagają tego obyczaje, czy inna etykieta. To jest coś!
I dobra, mleczna kawa. I gorąca zupa z milionem warzyw. I kieliszek nalewki, od czasu do czasu, nie zaburzający ostrości widzenia. 

I ja. Zatopiona w to coś, szumnie określanego "życiem". Moje tutaj. Moje teraz. Jak jeden wielki przystanek.

poniedziałek, 30 stycznia 2012

wawongwiju

Jest zimno tak, jak bywało milion razy, ale wciąż za mało w moim krótko-długim życiu, by się do tego przyzwyczaić. Trzęsę się każdą kością, ością, złością, bezsilnością. Z przebłyskami światła. Narzekam na mróz (staram się jak mogę, by marudzić do siebie). Patrzę. Za oknem autobusu, z wózkiem inwalidzkim siłuje się kobieta. Do przodu. Ulicą, bo chodnik w tym miejscu nie bardzo zdatny jest do takiego przemieszczania. Zimno. Cholernie zimno. (Co można ująć na dziesiątki bardziej dosadnych sposobów). Cieszę się, że mogę chodzić. Chociaż zimnica parszywa. 

Myśli zalegają we mnie niczym książki do obłożenia w Niejakich Bibliotekach. (Nie potrafiłam wydumać bardziej wyrafinowanego porównania). Zbierają się już prawie od miesiąca, nie znajdując głównego odpływu. Czas wid czasu przeciekają tu i ówdzie. Nie wtykam już palców w te i tamte wycieki. Niech wypełza to i śmo, którędy chce. Jest przynajmniej szansa, że nie trzaśnie całość nagle i z hukiem.

I nie wszystko jest tip-top. Perfekcyjne... niestety. A może to dobrze. 

Ogólnie albo mróz na mózg mi padł, albo atakuje mnie choroba, albo się starzeję. W najgorszym razie wszystkie trzy odpowiedzi są prawidłowe.

sobota, 7 stycznia 2012

kiedy jest, jak jest

Kiedy jest, jak jest. 
Kiedy śpisz, jesz, piszesz, strzelasz folią bąbelkową, piszesz, jesz, strzelasz fb, strzelasz fb,piszesz, jesz, śpisz, piszesz, śpisz, śpisz i tak na okrągło. 
Kiedy dobija się do ciebie milion myśli, witanych zdecydowanym: proszę przyjść za tydzień, teraz jestem zajęty. Kiedy zaczynasz zauważać, że lada moment ludzi też zaczniesz witać w ten sposób...

Może to dobrze, że nie ma czasu na refleksje, może wcale nie. Jest jak jest i tak już będzie przez całe życie - góra, dół, środek, stół. Na stole herbata. Mięta. Kawowarczna kawa.
Nawał wszystkiego w najbliższym czasie chyba nie pomaga w porządkowaniu, staramy się więc (ja i moje drugie ja - z takim życiem wewnętrznym nie można czuć się samotnie) w nieco okrojonych warunkach żyć po Bożemu.
Czy się udaje? 


A w moim domu nad światem, na uboczu, są właśnie takie widoki. W mojej głowie widok na następny weekend, o ile zdołam wspiąć się na palcach. Na wyżyny możliwości. O ile w ogóle.

Boże Drogi, jestem tutaj. Tutaj, na dole. I staram się starać chyba tak, jak mogę. 

czwartek, 5 stycznia 2012

mało mądrze

Nie da się inaczej - człowieka otaczają ludzie. (Ciągnie swój do swego, czy jak?) 
I ludzie - Mózgi. (Przeciwieństwa się przyciągają?...)
I ciągle się jest za głupim. Za mało mądrym (lepiej brzmi). 





niedziela, 1 stycznia 2012

raport noworoczny

Całkiem przyziemnie i zupełnie bez fajerwerków. No, chyba że można wystrzelić petardę w grunt, zamiast w powietrze, pozbawiając się tym samym gruntu pod nogami...


Z cyklu małe radości: mogę już legalnie cieszyć się ściennym kalendarzem! :) Na każdy miesiąc - jedna ikona. Swego czasu, nie wiem, czy wiem tak naprawdę, kiedy, oczarowała mnie duchowość i kultura wschodnia i tak już zostało, aż po dziś dzień, a pewnie i na dłużej. Zachód bez Wschodu byłby naprawdę ubogi. Cieszę się z Prawosławnych i z tego, że coś po Bizancjum zostało. Kiedyś, jak doczekam stosownej chwili, to napiszę o tym więcej.