środa, 30 grudnia 2015

jakkolwiek złap mnie

Wszystkie myśli, które z jakichś powodów być może jednak warto było zapisać - przepadły. Niech tam potomni - oni sobie świetnie bez tego poradzą, za to ty po raz kolejny zapomniałeś, o co ci chodzi. To trochę, jak nie móc wrócić do skarbu, a trochę, jak iść dalej, nie wiedząc, co było po drodze. Jak tydzień po zapitym weekendzie, albo weekend po zapitym tygodniu. Jak sezon wyrwany z życiorysu, jak niezachwiane przekonanie, że ewolucja to jednak rzeczywistość bardziej legato, niż staccato, pomimo tylu brakujących ogniw w tej, czy innej teorii stawania się. Jak strojenie odbiornika po zgubionych falach, ustawianie ostrości po rozregulowaniu obiektywu. I z bezsensownego otępienia - zupełnie jak przy kacu - wyrywa cię rześkie, mroźne, późnowieczorne, a właściwie już nocne, nienarzucające się, ale stanowcze w swej obecności powietrze, nad którym skrzą się gwiazdy, poprzypinane szpilkami do ciemnogranatowego płótna. Lśnią, połyskują, mienią się daleko, że nie sięgniesz, choć chciałbyś je odpiąć, by Niebo zwaliło ci się na głowę, na życie, na kaca i wszelką bezsensowność. I stoisz, i patrzysz, i gwiazdy się mienią, i ty oniemiały, że umiesz się jeszcze zachwycić, więc żyjesz!




wtorek, 15 grudnia 2015

nie z tej ziemi

W rytmie Adwentu siadasz wieczorem w półmroku, patrzysz na Trójcę, powierzasz się Maryi, a tak naprawdę chciałbyś tylko jednego: być z Nim. Choć wiesz, że to i tamto w twoim życiu jest "a fe", to jednak wciąż pragniesz wierzyć, że jesteś zdolny do świętości. 

Kiedyś były takie Święta - przyjęte, jak na prywatne zdolności i skłonności, dość nawet pokornie, z tym, co przyniosą i bez tego, czego zabraknie. Święta, kiedy się było takim, jakim się jest. Bez grafiku z rozpisanymi emocjami na każdą okazję, bez zaplanowanego oczekiwanego samopoczucia i rozczarowania, że ono jest inne, a przecież się spodziewałem... Spokojne. Być może teraz właśnie przyszedł czas na pierwszy w życiu taki Adwent - kiedy nic nie trzeba, ale można znów sobie przypomnieć, a czasem i wreszcie odkryć, czego się chce naprawdę. I dlaczego.  

Dałeś mi prawo, by mówić do Ciebie. 
ale teraz chciałbym już tylko milczeć i być i nie musieć niczego tłumaczyć. 
Ani tego, ile razy i co mi nie wyszło, ani dlaczego, ani co jeszcze mnie boli i gdzie uwiera.
Nie wspominać, że nie staję na wysokości zadania (jakbyś Ty tego nie wiedział),
Nie wymieniać, czego mi teraz brakuje, 
Nie snuć planów, jak poradzić sobie ze wszystkimi trudnymi dla mnie sytuacjami, które mnie przerastają.
Nie zapewniać, że wszystko będzie dobrze i nie trwożyć się, że prędzej, czy później moje życie legnie pod jakimiś gruzami. 
Nie analizować swoich porażek. 
Bo Ty znasz wszystkie moje potrzeby, zanim o cokolwiek poproszę. 
Ale może nie wiesz tylko jednego - że gdybym - takim, jakim jestem w tej sekundzie - błądzącym, niedoskonałym, grzesznym i pełnym słabości, gdybym taki teraz mógł przylgnąć do Ciebie od razu i na zawsze i poznać, jak sam zostałem poznany i zostać i nie włóczyć się już nigdzie, rzuciłbym wszystko. 
Bo tęsknota za Tobą jest nie z tej ziemi.
 


piątek, 4 grudnia 2015

myśli niewygodne

Z kategorii "myśli niewygodne": nie spełniamy swoich własnych oczekiwań. Nie to, że mamy, taty, babci, siostry, brata, sąsiada, szefa, przyjaciela. Swoich. Wymagać od siebie jest czymś innym, niż zarzynać się w imię stanięcia na wysokości zadania, a następnie łoić, gdy się owego nie wykonało. (Jakie jest to zadanie i kto je nam zlecił? - Często nie do końca wiadomo i tak naprawdę robimy nie to, co do nas należy, ale tysiąc rzeczy zastępczych, obwiniając się przy tym z powodu takich, a nie innych rezultatów). Po drugie - ile razy bycie w porządku przypomina postawę drugiego z synów Miłosiernego Ojca - jestem ok., robię co trzeba oraz bo trzeba, odrabiam pańszczyznę, nie mając świadomości miłości Ojca. Wykonuję obowiązki, by czuć się usprawiedliwionym, ale nie ma w tym wszystkim mojego serca. Równocześnie łypię wzrokiem na marnotrawnego, pragnąc po cichu tej samej swobody, na którą nie pozwala mi moja porządność. Porządność sztywna, urzędowa i niemiłująca. 

Jak już kiedyś cytowałam:

Bo obok boskiej świadomości życie jest drugim z wielkich darów. A dar trzeba umieć docenić. Można zwieść ciotkę: „o jaki piękny prezent, zawsze marzyłem o różowym sweterku w jelonki!” - ale Boga się nie da oszukać dziękczynnymi modlitwami. Bóg wie, kto się cieszy z prezentu, a kto nie - bez żadnych słów i pozorów. Modlitwa bez radości to jakby po obiedzie powiedzieć teściowej: Nie smakowało mi, ale dziękuję.
Władysław Sikora