Przemyska jest krótka i pozornie nie wyróżnia się niczym w szeregu ulic. Gdy wszystko, wraz z deszczem, zawisa na chwilę tuż nad ziemią, by następnie z hukiem się o nią roztłuc, wzrokiem drążysz rów w jej szarym i brudnym grzbiecie. Gdy jest nieco lżej, oczami dopadasz pociągu i mkniesz z nim dokądś. Czasami zza rogu wytacza się pijane słońce i chucha w twarz bezczelną radością. Najlepsze, co możesz tu spotkać, to dźwięki - klarnety, oboje, fortepiany, skrzypce, saksofony... Codziennie wyrzucają w przemyską przestrzeń serie mniej lub bardziej kontrolowanych oddechów, wśród których od czasu do czasu przemyka anonimowy człowiek. I chłonie. Albo na odwrót - one chłoną jego.
Ulotne poczucie, że wszystko to film z tą, czy inną muzyką w tle.
Scenariusz pisze się na bieżąco i nigdy nie wiadomo, jaka będzie kolejna scena. Zwroty akcji bywają mistrzowsko zaskakujące, choć nie brakuje również zagrań tandetnych. Są takie chwile, kiedy już tylko patrzysz i czekasz na podłożone śmiechy, fałszywe oklaski, by nie mieć wątpliwości, że wszystko to trywialna farsa. Na ogół wtedy zapada cisza i sam dla siebie stajesz się klakierem nie do stłumienia.
A przecież odgrywasz rolę pierwszoplanową...
W istocie czując się w całym tym przedsięwzięciu jak czterdziesty piąty zabity, twarzą do ziemi w dodatku.
Powiązania między bohaterami - zupełnie zaskakujące. Przychodzi moment, kiedy dostrzegasz, że nikt nie może się nazwać postacią indywidualną, niezależną, anonimową. Każdy to bliższy lub dalszy znajomy i krewny Królika.
Myślisz - tandeta, bez szans na oskara. Niczego nie można wyciąć, wymazać, powtórzyć, przewinąć. Zdjęcia zbyt często męczące i przytłaczająca atmosfera na planie. Spartolona robota, więc i niepewność wynagrodzenia. Ciąg dalszy pod znakiem zapytania.
Znaki zapytania są najbardziej męczące. Dlatego ja już o nic nie pytam. Cieszę się śniegiem i zimą, niejednym wspaniałym człowiekiem, pogodnym niebem i tym, że mam czas na drzemkę.
Ulotne poczucie, że wszystko to film z tą, czy inną muzyką w tle.
Scenariusz pisze się na bieżąco i nigdy nie wiadomo, jaka będzie kolejna scena. Zwroty akcji bywają mistrzowsko zaskakujące, choć nie brakuje również zagrań tandetnych. Są takie chwile, kiedy już tylko patrzysz i czekasz na podłożone śmiechy, fałszywe oklaski, by nie mieć wątpliwości, że wszystko to trywialna farsa. Na ogół wtedy zapada cisza i sam dla siebie stajesz się klakierem nie do stłumienia.
A przecież odgrywasz rolę pierwszoplanową...
W istocie czując się w całym tym przedsięwzięciu jak czterdziesty piąty zabity, twarzą do ziemi w dodatku.
Powiązania między bohaterami - zupełnie zaskakujące. Przychodzi moment, kiedy dostrzegasz, że nikt nie może się nazwać postacią indywidualną, niezależną, anonimową. Każdy to bliższy lub dalszy znajomy i krewny Królika.
Myślisz - tandeta, bez szans na oskara. Niczego nie można wyciąć, wymazać, powtórzyć, przewinąć. Zdjęcia zbyt często męczące i przytłaczająca atmosfera na planie. Spartolona robota, więc i niepewność wynagrodzenia. Ciąg dalszy pod znakiem zapytania.
Znaki zapytania są najbardziej męczące. Dlatego ja już o nic nie pytam. Cieszę się śniegiem i zimą, niejednym wspaniałym człowiekiem, pogodnym niebem i tym, że mam czas na drzemkę.