Zdecydowanie nie należę do miłośników wyłażenia z łóżka w przedświcie, w celu doświadczenia mrozu i niewyspania. Niemniej satysfakcja gwarantowana. Bo wyłazisz, by się spotkać i aby oczekiwać razem. I aby pośpiewać trochę - też. Zauważyłam dziś ze zdumieniem, że zdecydowanie nie jesteśmy pierwszymi, którzy produkują harmonijne dźwięki. Czwarty grudnia, 5:28 rano, dochodzę do wiaduktu kolejowego i... śpiewają ptaki.
Kiedyś już mówiłam, że to czas śniadań. Tak mało jest okazji, by zjeść z kimś śniadanie. W całym roku chyba niewiele więcej, niż w samym grudniu. Więc czasem korzystam. Dziś: kawa z mlekiem, drożdżówka ze śliwką i niekrótka rozmowa o, hm... chyba o nadziei.
Odnoszę wrażenie, że to są dobre początki dnia. Że niewyspanie - owszem, że i tak dzień w biegu, choć niby wcześniej się zaczynający, że się nieraz nie chce, choć to dopiero trzeci taki poranek (co oznacza, że przynajmniej dwa razy się już nie chciało), a jednak rytm dobry. Dzień dobry. Bezfajerwerkowy, ale spokojniejszy i bardziej uporządkowany.
Zdecydowanie polecam. Stolarska 12, 6.30.
Kawą z rana, w dobrym towarzystwie, też nie pogardzę... ;)
Na koniec COŚ. Przyznać trzeba, że nie rozumiem ani słowa, z tego, co tutaj słyszę, ale po melodii wnioskuję, że jednak wiem, o czym śpiewają.
I jeszcze rzut oka na poranek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz