Żałuję, że nie ma takiej
wyszukiwarki, która potrafiłaby znaleźć piosenkę po śladowych
ilościach ścieżki dźwiękowej, która drepcze miękko, ale
zdecydowanie po moich zwojach mózgowych, spomiędzy których nie
jestem w stanie wydobyć ani nazwy wykonawcy, ani tytułu.
Jestem natomiast w stanie wydostać z
mojej głowy bardzo dużo różnych myśli, które czasami, ku mojemu
zaskoczeniu, komponują się wdzięcznie w spójny obrazek.
Człowiek nosi w sobie drugie dno,
niesamowicie głębokie, w które bardzo długo boi się wdepnąć. A
i kiedy już wdepnie, strach nie znika całkowicie. Przeobraża się
w totalną niepewność, od której odchodzi zielona, zaskakująca
drzemiącym w niej życiem gałązka, że tędy droga, że trzeba iść
głębiej.
Z życiem jest trochę jak z Narnią.
Odkrywasz coś, co cię przerasta, co wydaje się zupełnie
niemożliwe, ale przecież jest, to już wiesz. I tylko nie wiesz, jak wyjaśnić
komuś, co odkryłeś, jak się tym podzielić, bo tajemnica, choćby
była najlepszą tajemnicą, zawsze trochę gryzie i gniecie od
środka, tak, że chciałbyś pokazać komuś to, co sam widzisz.
Ale nikt nie ma twoich oczu i nie
zobaczy tego, co ty, a na pewno nie tak, jak sam to dostrzegasz.
No, może poza Jednym.
Trudno dzielić siebie z Kimś, kto
Jest tak bardzo inny, tak bardzo niezrozumiały, niepojęty.
Trudno jest oddawać siebie, a jeszcze
wcześniej – trudno jest przyjmować. To trochę, jakby ktoś
postawił przed twoimi drzwiami wielką paczkę, nacisnął na
dzwonek i... Otwierasz i widzisz, co dostałeś, nie wiedząc od
kogo, ani dlaczego i czy to aby nie pomyłka. I węszysz podstęp.
Albo nie możesz uwierzyć. Ogólnie nie wiesz, co jest grane.
Im więcej zauważam, tym bardziej
dociera do mnie, jak wielu rzeczy nie rozumiem, nie wiem, ile mnie
przerasta. Może to jakieś echo sokratejskiego wiem, że nic nie
wiem?
Mam nieodparte wrażenie, że
przestrzeń, w której obracamy się na co dzień, nie jest
przestrzenią ani jedyną, ani ostateczną. Że żyjemy obok drzwi do
Narni. Nieświadomi. Lekceważący. Nazbyt twardo stąpający po
ziemi. Uczepieni z całych sił własnych przekonań i zdań na
temat.
Kiedy na moment rozluźnisz dłonie i
odczepisz się od wszystkiego, czego trzymasz się tak kurczowo, zaczyna się dziać... inaczej, niż się spodziewałeś.
Kiedy zaczynasz dostrzegać Boga,
cieszysz się jak kilkulatek, który odkrył coś niezwykłego. Masz
wtedy ochotę pobiec do wszystkich, których znasz i palcem pokazać
im, co znalazłeś. Żeby zobaczyli. Żeby cieszyli się z tobą. I
to jest to, co jest okropnie trudne. Bo masz wrażenie, że oni nie
będą chcieli nawet spojrzeć, albo że popatrzą i niczego nie
zauważą. Dziecko po prostu idzie i mówi: Zobacz! Patrz! Widzisz? Jest odważne.
Dzielenie się jest ryzykowne. Bo ktoś może nawet nie zechcieć przyjąć. Z drugiej strony ryzykiem jest się nie dzielić. A przynajmniej nie spróbować.
Piszesz książki?
OdpowiedzUsuńJeśli nie, to... ZACZNIJ!
jejuś, jak ja Cię uwielbiam czytać...
OdpowiedzUsuńtak, zdecydowanie, zacznij pisać książki :D (oczywiście bez zaniedbywania bloga) ;)
Bardzo to miłe, co piszecie. Tak miłe, że aż człowiekowi humor poprawia, kiedy wraca do domu zrezygnowany.
OdpowiedzUsuńDziękuję i cieszę się, że ktoś lubi to, co sobie czasem porabiam.
A nad radą się zastanowię. Niech mi ktoś tylko powie, o czym te książki miałyby być, bo nie mam pojęcia :P
pozdrawiam x2
PS-Zawsze intrygują mnie "Anonimy". ;)