poniedziałek, 12 października 2015

o śniegu i warzywach

Śnieg. Idiotyczny opad z nieba, powodujący,  że tak szybko siadasz na łóżku, jak wstałeś. Zdziwiony. Październik. Roraty. Złota polska jesień i zima, której po trzech latach się przypomniało, że może jednak... Musztarda po obiedzie. A obiad był pyszny i z całego serca błogosławię M. ze ten krem pietruszkowo-selerowo-gruszkowy. Było mi jak w niebie. Dżem ze śliwek, też M. ale nie tej samej, również cudo - mogłabym jeść do śmierci. Boże, jak mi dobrze, jak mi dobrze czuć się zatroszczonym. I jak mi smutno. Ale to nic. Wracam, a w piekarni on i ona, ale bardziej kumple, niż para. 
Ona (zastanawia się): - ...no i może jeszcze coś słodkiego, ale nie wiem, co.
On (uszczypliwie): - Wyglądasz jak pączek, więc kup sobie pączka.
Ja (w myślach): Wcale nie wygląda, jak pączek. 
Ona (do której po chwili dotarło, nieco oburzona): - Co ty powiedziałeś? Że wyglądam jak pączek?!
On (rozbawiony): -... więc kup sobie pączka.
Ona (chyba nierozbawiona tak bardzo, jak on): - A ty kup sobie buraka!
Ja (w myślach, a równocześnie z nieskrywanym chichotem na ustach): - :D :D :D! 

A to z zeszłego sezonu: 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz