Szaro, buro i ponuro. W ksero kolejka. Gdy już doczekasz się swoich pięciu minut - trwonisz majątek na powielenie kilogramów notatek. Z rozmachu gotów jesteś przepuścić przez kserokopiarkę ulotki z pizzerii i mokrą od śniegu gazetę, którą dostałeś na przystanku... Przebiegasz przez sklep, jak zawsze pełen plączących się pod nogami ludzi. Łapiesz trzy wybrane wcześniej przedmioty (o czwartym zapomniałeś kolejny raz), zahaczasz o kasę i truchtem niemalże na przystanek. Drepczesz w miejscu przez dwadzieścia minut (jakże nudno tak stać bez ruchu), odprowadzasz wzrokiem dziesiątki busów, które akurat nie jadą w twoją stronę... W końcu na horyzoncie pojawia się ten oczekiwany. Jedziesz i oswajasz się z myślą, że wszystko na niebie i na ziemi obwieszcza: "nie zdasz kolejnego egzaminu". Przypominasz sobie, że jesteś śpiący, odzywa się także pragnienie skonsumowania czegoś ciepłego i przelania przez przełyk upragnionej porcji kofeiny.
Dom. Zapach kawy i papieru z ksero.
Bierzesz do ręki zimne notatki.
Dzień świstaka.
Ale to, co możesz zrobić w życiu najlepszego, to wciąż, z uporem maniaka, starać się.
Kroczek po kroczku.
Wszak nie ważne, że się gmatwa. Jako rzecze W.W. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz