niedziela, 10 października 2010

spotkania

Tydzień jak rok, albo jak jeden dzień zaledwie. Tak szybko minął, że nie wiadomo zupełnie, ile naprawdę trwał. Obstaję za tym, że świat nie został stworzony w czasie, ale że Ten, który stwarzał, uczynił jedno i drugie... i więcej jeszcze.

Dni wbijają się w schemat - dzwonek budzika, drugi dzwonek budzika, trzeci dzwonek budzika, stopy na podłodze, pociąg, kawa, łazienka, marmolada, pociąg, klucze, schody, marsz, spotkania...

Właśnie - spotkania. Nigdy nie wiadomo kiedy, gdzie, kogo spotkam. Z masy ludzi, wśród której każdego dnia przychodzi mi się poruszać, wyłania się coraz częściej czyjaś znajoma i miła oku twarz, uśmiech, spojrzenie. I wciąż zadziwia mnie, ilu świetnych ludzi mnie otacza. I to tak nowych, nieoswojonych jeszcze, jak i tych, do których żywi się sentyment pokroju sentymentu do piętnastoletniego, pluszowego misia, z wytartym futerkiem i naderwanym uchem.

Gdyby ktoś zapytał, czy spodziewałam się takiej dawki prawdziwego człowieczeństwa na ten początek roku, odparłabym, że nie. Że przerosła mnie i cieszy tak ogromnie !

Spotkania. Bardzo za nie dziękuję i tak bardzo, jak podziękować chcę - nie umiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz