środa, 8 lipca 2015

dzikość

Wszystko inaczej. Jakby nadrabianie zaległości z życia różnorako pojętego. Jakby nadganianie czasu. Jakby dziesięć lat mniej. Jakby poszerzył się horyzont. I tylko myślisz, by nagle nie zostać mistrzem tanich kompromisów. By nie zagubić siebie - tylko w takim wypadku można pomóc odnaleźć się drugiemu. I by nie myśleć za dużo. Zwłaszcza nie o tym, co złe. Gdy za dużo myśli się o złu, ono urasta poza granice możliwości i wybucha niczym reaktor jądrowy.

Przyjemnie żyje się w rezerwacie. Ale w środku drzemie pewna dążność do tego, co dzikie i poza granicami bezpiecznego światka. I masz wrażenie, że jeśli zostaniesz w granicach strefy ochronnej, miniesz się z życiem i nie zrobisz czegoś bardzo ważnego, czegoś co być może jest właśnie tym, czego szukasz. Jest sensem, lub namiastką sensu, prowadzącą gdzieś dalej. 

Więc wciskasz głowę pomiędzy barierki. Jeszcze nieśmiało, jak młode zwierzę. I czujesz, że wyskoczysz, że nie możesz tutaj zostać, że nie na zawsze. Że dobrze jest tu, ale że twoje życie musi mieć w sobie, od czasu do czasu, pewien rodzaj ekstremalności, pomiędzy sezonami swoistej jednostajności, umiarkowania i spokojnych refleksji.

G. powiedziała, że On stwarzał świat z rozmachem. 
Chyba jestem częścią tego rozmachu, więc nie mogę żyć w rezerwacie. 

Pan będzie strzegł twego wyjścia i przyjścia
teraz i po wszystkie czasy. 
Ps 121, 8. 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz