sobota, 11 sierpnia 2012

śmiechu ile wlezie

Chcę się cieszyć ile wlezie! 

Dziś radością moją jest fakt posiadania sprawnych uszu i oczu - odpowiednie zestawienie dźwięków i obrazów łagodzi perfidne nastroje. 

Szaleńczo lubię te momenty, w których życie niesie ze sobą śmiech. Szaleńczo lubię konwencję, według której śmiejemy się z siebie nawzajem - wśród przyjaciół, w rodzinie. Życie bez śmiechu jest śmiertelnie poważne. Zbyt śmiertelnie. Osobiście wolę umrzeć ze śmiechu. Serio, serio. ;)

Jeżeli coś naprawdę lubię robić, to rozśmieszać ludzi i być przezeń rozśmieszaną. I ten moment, w którym nie można się opamiętać i śmiejesz się w kółko, a kiedy już trans ustępuje, czujesz się zdrowszy i lżejszy.


Kiedy wszystkie Twoje poczucia Cię zawiodą, pamiętaj, że masz jeszcze poczucie humoru! :)


piątek, 10 sierpnia 2012

muzyczna akupunktura i późno już

Bo to jest tak: kiedy masz robotę, w której niezbędnym partnerem jest nie tylko komputer, ale i internet, to taka robota ulega podziurkowaniu przez czterdzieści osiem wejść na nie najistotniejsze w danym momencie  strony internetowe, albo przynajmniej na jedną. I tak oto odświeżyłam się muzyczno-artystycznie, a tłumaczenie leży w polu. No, może czołga się po nim. Moja polszczyzna ulega w tym okopie totalnemu oszołomieniu i tak np zamiast słowa "szpital" w myślach zjawia się "szpitalnia"... Życiowo za to odżywam, między innymi dzięki muzycznej akupunkturze, choć gdybym miała określić ją wyłącznym powodem tego, że z dnia na dzień przestaje mi się nie chcieć rozmawiać,  musiałabym tutaj nałgać. Właściwie wszystko odbywa się ogromnie przyziemnie, nie do zniesienia zwyczajnie, bez odlotów i zachwytów, kiedy próbujesz znów stanąć na swoje baczność, które wygląda jak spocznij innych.

Trzeba stanowczo oddzielać pracę od odpoczynku, tak, by wiadomo było, co jest kiedy. Bywa, że ani nie pracujesz, ani nie odpoczywasz i tak naprawdę to wtedy masz najbardziej na świecie dość, choć stan taki może być zarówno skutkiem, jak i przyczyną samopoczucia na skraju.

Coś człowieka pcha do przodu. Może nie coś, a Ktoś raczej. Nie umiem ostatnio zebrać myśli do przysłowiowej kupy, choć przeganiają się nawzajem jak banda dzieciaków po podwórku. Przychodzi moment, kiedy nie masz czasu myśleć. W pewnym sensie, rzecz jasna. Gdyby tak dało się na chwilę powyłączać kilka równolegle płynących procesów myślowych, by móc swobodnie oddać się jednemu. 

Od jakiegoś czasu nie umiem naprawdę odpocząć, żeby móc naprawdę wziąć się do roboty. Chyba tak się sprawy mają. 

PS - A głowa może pobolewać z niewyspania.

 


I tak strasznie późno już.

czwartek, 9 sierpnia 2012

małe powroty w Italię

 Italia jest zbyt głośna, świetnie oświetlona i obfituje w bardzo dobrą kawę.


Kto poleci ze mną do Rzymu? Pytam całkiem serio. Całkiem, całkiem.



środa, 8 sierpnia 2012

szkoda słów



                                                               bla
                                                          bla bla bla
                                                     bla bla bla bla bla 
                                                bla bla bla bla bla bla bla
                                           bla bla bla bla bla bla bla bla bla
                                                bla bla bla bla bla bla bla
                                                     bla bla bla bla bla
                                                           bla bla bla
                                                                bla

















czwartek, 2 sierpnia 2012

podświaty

Siatkówka to mój równoległy podświat. Książka z wojennymi wspomnieniami przed paroma dniami zamknęła się na ostatniej stronie, więc jeden podświat został wyeliminowany w sposób naturalny. Została siatka i Chłopaki, którym życzę kolejnego sukcesu z najwyższej półki. Zasługują. Patrzę na rozgrywki z mnóstwem życzliwości, z szacunkiem i szczerutką sympatią. Tak, tak - mam też swojego ulubieńca. Z czasem będzie ich pewnie jeszcze kilku, choć tak naprawdę to bardzo lubię cały nasz polski team.

I nawet kiedy oglądasz sobie mecz siatkówki w tv, możesz się czegoś nauczyć. Na przykład, że nic nie jest przesądzone. Że od Ciebie zależy, czy grasz dalej, czy zakładasz przegraną. Że raz jest 3:1, innym razem całkiem odwrotnie. Że każda piłka jest ważna i każdy punkt się liczy. 

A także, że dystans do porażek jest potrzebny, by sięgnąć po sukces. Całkowicie gubi zaś przerośnięte mniemanie o własnej wielkości. Nie mam tu na myśli Siatkarzy, bo z tego, co obserwuję, to skromne Chłopaki. Wkurzają mnie (i nie tylko mnie z resztą) wypowiedzi dziennikarzy i innych pseudo geniuszów na temat "bycia faworytem" i tak dalej.

Ale dziennikarstwo schodzące na psy to refleksja na inny dzień. 

Może jednak zamiast się spodziewać, gdybać, pieprzyć głupoty i dziwić, jakby naprawdę było czemu (life is life i wszystko się zdarzyć może), lepiej by było, jakby każdy zajął się tym, na co naprawdę ma wpływ i co od niego zależy. Choćby podniesieniem własnych kwalifikacji, by zawodowo ciążyć w stronę profesjonalizmu...

Nie lubię takiego dziennikarstwa, co udaje, że zna się na wszystkim. Nie lubię głupich pytań, które padają w mediach coraz częściej, nie lubię pieprzenia od rzeczy. Wiem, że środki masowego przekazu nie znoszą ciszy, bo cisza się nie sprzedaje, ale po co robić z siebie głupka pozbawioną sensu paplaniną, kiedy mądrzej jest zamilknąć?






środa, 1 sierpnia 2012

wistość rzeczy

Rzeczywistość to bałagan. Rzeczywistość to szafa z toną niepotrzebnych rzeczy w środku. To myślenie o zaraz, które jest na wyciągnięcie ręki, a może i dalej. To ludzie - na odległość maili i telefonów, ze wspólną herbatą rzadziej, lub częściej, ale nie dziś. To lipiec, a właściwie już sierpień. To znów oczywiste i udawane zaskoczenie: jak ten czas mknie! To kolejna rocznica Powstania, kolejna przeczytana książka. To śliwki na drzewie, które lada chwila spadną. To góra zabawek, z którą sam nie wiesz, ile masz jeszcze wspólnego. To męcząca suchość w oczach. To także soczysty arbuz, sucharki, nalewka i śledzenie rozgrywek siatkówki. To kilka do znudzenia odgrzewanych marzeń, garść napoczętych myśli. To zawieszenie - jakby ci ktoś zatrzymał huśtawkę w powietrzu, w nadziei, że zdecydujesz się z niej zeskoczyć. To wszystko, co rzeczywistością wcale nie jest, ale sprytnie i z  uporem maniaka wciąż się za nią podaje. To nie tylko to, co widzisz, ale też wszystko to, czego nie zauważasz, a czego może jest znacznie więcej, niż rzeczy i zjawisk dostrzeganych. To ja, ty, ja, oni, ja, Ktoś Jeszcze i znowu ja. To dziś, które właśnie staje się wczoraj, w drodze do jutra.

  
Rzeczy - wiście!
Rzeczy spadły...