czwartek, 2 sierpnia 2012

podświaty

Siatkówka to mój równoległy podświat. Książka z wojennymi wspomnieniami przed paroma dniami zamknęła się na ostatniej stronie, więc jeden podświat został wyeliminowany w sposób naturalny. Została siatka i Chłopaki, którym życzę kolejnego sukcesu z najwyższej półki. Zasługują. Patrzę na rozgrywki z mnóstwem życzliwości, z szacunkiem i szczerutką sympatią. Tak, tak - mam też swojego ulubieńca. Z czasem będzie ich pewnie jeszcze kilku, choć tak naprawdę to bardzo lubię cały nasz polski team.

I nawet kiedy oglądasz sobie mecz siatkówki w tv, możesz się czegoś nauczyć. Na przykład, że nic nie jest przesądzone. Że od Ciebie zależy, czy grasz dalej, czy zakładasz przegraną. Że raz jest 3:1, innym razem całkiem odwrotnie. Że każda piłka jest ważna i każdy punkt się liczy. 

A także, że dystans do porażek jest potrzebny, by sięgnąć po sukces. Całkowicie gubi zaś przerośnięte mniemanie o własnej wielkości. Nie mam tu na myśli Siatkarzy, bo z tego, co obserwuję, to skromne Chłopaki. Wkurzają mnie (i nie tylko mnie z resztą) wypowiedzi dziennikarzy i innych pseudo geniuszów na temat "bycia faworytem" i tak dalej.

Ale dziennikarstwo schodzące na psy to refleksja na inny dzień. 

Może jednak zamiast się spodziewać, gdybać, pieprzyć głupoty i dziwić, jakby naprawdę było czemu (life is life i wszystko się zdarzyć może), lepiej by było, jakby każdy zajął się tym, na co naprawdę ma wpływ i co od niego zależy. Choćby podniesieniem własnych kwalifikacji, by zawodowo ciążyć w stronę profesjonalizmu...

Nie lubię takiego dziennikarstwa, co udaje, że zna się na wszystkim. Nie lubię głupich pytań, które padają w mediach coraz częściej, nie lubię pieprzenia od rzeczy. Wiem, że środki masowego przekazu nie znoszą ciszy, bo cisza się nie sprzedaje, ale po co robić z siebie głupka pozbawioną sensu paplaniną, kiedy mądrzej jest zamilknąć?






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz