A wczoraj tramwaje jak szklarnie na kółkach. I ludzie z twarzami ku słońcu. Pomidorki. Pomarszczone i gładkie, tylko zapachu zielonej łodygi brak. I konewki wielkiej, którą robiło się regularne prysznice temu, co z głębi ziemi wspinało się ku górze.
Ale to było dawno. Teraz nie ma już szklarni, obramowanych na żółto okien i oszałamiającego zapachu opalonych zdrowo warzyw. I nie ma Tego, kto tą szklarnią władał... Nie ma tutaj, nie w ogóle.
Mieć własną szklarnię. Swojego coś. I nie być żaglem, od którego dziś odleciał wiatr. . .
Ale to było dawno. Teraz nie ma już szklarni, obramowanych na żółto okien i oszałamiającego zapachu opalonych zdrowo warzyw. I nie ma Tego, kto tą szklarnią władał... Nie ma tutaj, nie w ogóle.
Mieć własną szklarnię. Swojego coś. I nie być żaglem, od którego dziś odleciał wiatr. . .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz