niedziela, 25 stycznia 2015

jak wytresować smoka

Kiedyś zapomniałam, że bajki są nie tylko dla dzieci. Oświecona przez ludzi dookoła, iż tkwię w błędzie wielkiego kalibru, zaczęłam powolutku nadrabiać zaległości. Zasada jest taka, że dobrą baję ogląda się w wolny wieczór i raczej bez świadków, bo - z doświadczenia już to wiem - płacze się znacznie częściej, niż tylko w momencie śmierci Mufasy w legendarnym już "Królu Lwie". Nie znoszę komedii romantycznych, ale dobra baja doprowadza mnie do łez. I do wielu refleksji, nie wykluczone, iż wynikających z nadinterpretacji w galopie niepohamowanym trwającej. Tak to już jest, że oprócz "co autor miał na myśli" (jeżeli w ogóle coś miał), drugie życie każdego dzieła (literackiego, muzycznego, filmowego itp.) objawia się w tym, co po przeczytaniu/wysłuchaniu/obejrzeniu pomyślał odbiorca (jeżeli skłonność, zdawałoby się konieczna i wręcz spodziewana, bo i definiująca homo sapiens, u tegoż w ogóle w jakimś stopniu występuje).  

Ponieważ, jak już wspomniałam, są to zaległości, a nie śledzenie na bieżąco, ostatnio na tapetę wpadło, przez tych bardziej zorientowanych pewnie już dawno zapomniane "Jak wytresować smoka". Oprócz tego, że polubiłam ścieżkę dźwiękową, dużą sympatią darzę całą tę produkcję. 
Kto oglądał, ten wie, o czym jest, kto nie widział, niechaj się skusi - warto. 

A co ja zobaczyłam w tej bajce? Opowieść o tym, kto jest inny, niż otaczająca go rzeczywistość i kto nie potrafi spełniać oczekiwań najbliższych oraz dorównać panującym naokoło standardom i wzorcom postępowania. Bo chociaż pragnienie, by być "jak inni", by stać się powodem do czyjejś dumy (w tym wypadku chodzi o dumę ojca) jest w bohaterze żywe i silne, to jednak całym sercem czuje on, że nie potrafi robić tego, co wszyscy, bo byłoby to całkowicie sprzeczne z nim samym. 
Z drugiej strony to także historia o rozwiązywaniu wielkich problemów i o tym, że obrana taktyka, nawet jeśli cieszy się poparciem niemal całej społeczności, może się okazać stuprocentowo błędna. I wtedy właśnie pojawia się ktoś, kto wie, że nie może i nie potrafi działać jak wszyscy i że musi być jakaś alternatywa, co oczywiście natrafia na kpinę i niezrozumienie ze strony większości. Do czasu. Do czasu, aż owa większość nie zostanie w sposób wiarygodny, na własne oczy, przekonana, że wykorzystywane dotąd metody prowadzą donikąd oraz że naprawdę można inaczej. Wreszcie - to historia o człowieku i o tym, co musi pokonać i przełamać w sobie, we własnym życiu. Smoki były o tyle uciążliwe dla mieszkańców wyspy, że regularnie napadały i okradały społeczność choćby z owiec. Do czasów przełomu, zapoczątkowanego przez głównego bohatera, nikt jednak nie wiedział, ani też nie próbował dociec, dlaczego tak się dzieje. Odkrycie motywacji smoków - tego, że wszelkie łupy musiały oddawać na ofiarę większemu od nich samych, przyczyniło się do zrozumienia powodu ich postępowania oraz zupełnie innego spojrzenia na skrzydlato-łuskate istoty. Jak dotąd było bowiem wiadomo, że regularnie napadają i zagrażają. Nagle stało się jasne, dlaczego to robią. Nie było to jednak efektem porażającego olśnienia, ale otwartości jednej osoby, która zamiast używać przemocy i kija postanowiła podejść do potencjalnego zagrożenia bez jakiejkolwiek broni, z zamiarem oswojenia i zapoznania się z, a nie natychmiastowego zaatakowania i obezwładnienia. Wypisz wymaluj życie. Życie, którego różne dzikie zakamarki okradają człowieka z dobra dopóty, dopóki ten uparcie okłada je kijem. Dopiero chęć zrozumienia tych i innych własnych dzikości, choćby emocjonalnych, tego wszystkiego co nieoswojone, a przez to i niebezpieczne, prowadzi do odnalezienia ołtarza, na którym spalają się wszystkie złupione ofiary. Dopiero wówczas można zobaczyć, co tak naprawdę okrada mnie samego - główną przyczynę nieszczęść, których doświadczyłem niby to ze strony "pośredników". Pośredników, którzy, nawiasem mówiąc, mają wszelkie możliwe predyspozycje, aby stać się moimi głównymi sprzymierzeńcami w walce z tym, co naprawdę mnie wyniszcza. 

"How to train your dragon" jest opowieścią o smokach. A How to train yourself?...   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz